


a podstawie dwóch ilustracji [zobacz obok] ze zbiorów Muzeum Prussia w Królewcu, pochodzących z połowy XIX wieku, Hans Bauer dokonał analizy na lamach Elbinger Jahrbuch 1938/nr 15.

Jeśli chodzi o zwyczaje weselne: zaproszenia rozwoził konno swat, który często po prostu wjeżdżał do domu Był ozdobiony wieńcem i wstążkami. Zaproszenie było w ładnych strofach, które tworzyły weselną sentencję. Nawet w dniu wesela para młoda jeszcze szła prosić gości. Nie zaproszeni goście zbierali się za piecem kaflowym.
Gdy do udawano się na ceremonię do kościoła, druhowie i druhny jechali oddzielnym wozem, druhny zaraz za wozem pary młodej. Trzech druhów jechało konno przed orszakiem weselnym. Przy powrocie do domu, jeden pędził przed orszakiem i zbierał chleb, sól i butelki z wódką aby wręczyć je młodej parze. Początkowo jechał do granicy wsi, gdzie oczekiwał na orszak wracający z kościoła.
Jeśli chodzi o zwyczaje przy chrzcinach to należy powiedzieć: przed chrztem przy dziecku zawsze paliło się światło jako ochrona przed diabłem i złymi duchami. Zapraszano zawsze więcej niż dwóch chrzestnych, im więcej, tym lepiej. Nikt nie mógł odmówić bycia chrzestnym. Uważano, że odmowa spowoduje utratę krzesła w niebie. Chrzestni przekazywali list oraz podarunek pieniężny. Z nie ochrzczonym dzieckiem nie wolno było wychodzić z domu, ponieważ według ludowych wierzeń sprowadzało to nieszczęście.
Na Boże Narodzenie dzieci chodziły z choinką od domu do domu, ustawiały się wokół drzewka i śpiewały piosenki bożonarodzeniowe. Otrzymywały za to ciasto, orzechy i niestety także sznapsa.
Na Sylwestra przygotowywano ciasto z wody i mąki, bez soli i innych dodatków i pieczono z niego figurki jak np. rozjazdy z zaokrąglonymi narożami, które początkowo miały może oznaczać koło Julrad (tł.: starogermańska symbolika. Koło wykonane z witek i owinięte słomą po podpaleniu spuszczano z górki co miało to wygonić zimę.) albo połamany krzyż (Hakenkreuz), następnie kury i ogólnie obrazy zwierząt. W noworoczny poranek ludzie jedli te figury na czczo; miało to dać zdrowie i chronić przed nieszczęściem. Także zwierzęta otrzymywały je do zjedzenia. W Trzech Króli (6. stycznia) chłopcy chodzili wokół z jeźdźcem na białym koniu..
Przed Wielkanocą, w Zielony Czwartek wieczorem, w wielu domach myto stopy. Na obiad jedzono coś zielonego. W Wielki Piątek każdy zostawał w domu. Nie odwiedzano się. Jedzenie składało się wyłącznie ze śliwek i pestek. W żadnym wypadku nie jedzono mięsa. W Wielką Sobotę zachowywano się spokojnie i nie wykonywano żadnych prac w polu, nawet jeśli była korzystna pogoda. W wielkanocną Niedzielę rano, zwyczajem był Schmackostern. W południe jedzono gotowane jaja. Był to jedyny dzień w roku, kiedy służba u chłopów mogła jeść tyle jaj ile chciała. Były podobno przypadki, gdzie jedna osoba pochłonęła do 19 jaj. Po południu w niedzielę było ciasto na jajach. W pierwszy dzień świąt do kościoła szło państwo, w drugi dzień służba.
Wieczorem przed świętem Johannes (Jana Chrzciciela) zapalono ogień, najczęściej beczkę smoły, owiniętą drutem, aby długo się trzymała. Później mocowano je na wysokich drągach. Następnie zbierano określone gatunki kwiatów, nie rozmawiano i kładziono je pod poduszki. Co się przyśniło, miało się spełnić.
W określone dni tygodnia były tzw. dni mięsne. Nie można było w nie wyganiać bydła, inaczej według wierzeń przynosiło to nieszczęście.
Pierwsze snopki, które przynoszono w czasie żniw, układano w krzyż.
Końskie łożysko wieszano za domem, na haku. Może było to wspomnienie o starych ofiarach z konia.
Rozpowszechniony był zwyczaj przędzenia, które przechodziło z domu do domu. Tylko w czasie Bożego Narodzenia do początku stycznia, do świętych nocy, trwała przerwa. Szpule pozostawały ęte. Dziewczyna, która do przędzenia przyszła ostatnia, była przez młodzież wyszydzana. Młodzi ustawiali się przed domem, tłukli łyżkami w patelnie, aż dziewczyna zniknęła za drzwiami.
Wcześniej płótno lniane wykonane w domu sprzedawano na targu dominikańskim w Gdańsku. Nie obawiano się dalekiej podróży.
Na pogrzebach były następujące zwyczaje: kobieta, która myła i ubierała zmarłego, nie otrzymywała pieniędzy, lecz koszulę zmarłego, ciasto, chleb, mięso ze stypy. Wszyscy krewni i przyjaciele zmarłego żegnali się z nim uściśnięciem ręki i pocałunkiem. Tragarze – jeszcze dzisiaj każdy jest niesiony do grobu przez towarzyszy z własnej klasy społecznej – otrzymywali bukiet z mirty wkładany w dziurkę od guzika oraz białą chustkę do przedniej kieszeni marynarki.
W drodze powrotnej z cmentarza, gdzie zmarły został pochowany, rzucano z wozu słomę, która była podłożona pod trumnę. Słoma ta odgrywała główną rolę w historiach o strachach. Rymowany wiersz o słomie w Plattdeutsch brzmiał:
*[2]Mające ciemniejsze pasy na jaśniejszym tle; pręgowane; "zebra".



Źródło:
E.G. Kerstan, Die Geschichte des Landkreises Elbing, Elbing 1925, s.102-105.
H. Bauer, Festschrift Bruno Ehrlich zum 70. Geburtstag dargebracht, "Elbinger Jahrbuch" 1938, zeszyt 15, tablica 43,44 [Grafika].
Elbląski Wortal Historyczny [dostęp: 15.05.2012]
www.elblag-moje-miasto.pl [dostęp: 13.05.2012]