Prusowie - Historia Wysoczyzny Elbląskiej

swiss factoryew.com builders professionals devoted.exquisite craftsmanship is the core value of best yooz pods 3 cartuchos de capsulas de substituicao maca verde 2ml.
Przejdź do treści


iemy z poprzedniego tematu, iż plemiona prusko-jaćwieskie nie były najstarszymi mieszkańcami ziem położonych u południowo-wschodnich wybrzeży Bałtyku, lecz przywędrowały tutaj w trudnym do określenia czasie, ale jeszcze przed naszą erą.

   
Przodkowie Prusów, Litwinów oraz Łotyszy otrzymali miano Bałtów (Die Balten) dopiero w XIX wieku, od niemieckiego uczonego Nesselmanna *[1]. Niestety nazwa ta nie ma uzasadnienia historycznego.
     
Występowały głębokie różnice kulturowe i językowe między ludami zachodniobałtyjskimi (Prusowie i Jaćwięgowie) a wschodniobałtyjskimi (plemiona letto-litewskie). Podczas trzech pierwszych wieków naszej ery uformował się szereg mniejszych i większych zespołów typu plemiennego. Zespoły te w VI i VII wieku stworzyły trzy zasadnicze wspólnoty, które stanowiły zaczątki związków plemiennych:
  • zespół galindzki, uformowany przez Galindów ("kraj położony na końcu świata"), wraz z później wyodrębnionymi plemionami Bartów i Sasinów ("ziemia zajęcy");

  • zespół jaćwieski: Jaćwież, Sudawia (niem. Sudauen), Dainowa i Polleksia;

  • zespół estyjski: Sambia (od prus. same "rola, kraj rolniczy", niem. Samland), Skalowia (niem. Schalauen), Nadrowia (od prus. druvis "barć, wydrążone drzewo", niem. Nadrauen), Natangia ("kraina o spływających wodach", niem. Natangen), Warmia (od pruskiego Wurmau lub Wārmē "ziemia czerwona", niem.Warmien/Ermland), Pogezania (od pruskiego pagn-dian lub Pagudē "kraj zarośli/krzewów", niem. Pogesanien), Pomezania (od prus. po-median - "kraina pod lasami" lub po-medien - "za drzewami", niem. Pomesanien. W źródłach pisanych po raz pierwszy w 1231 roku. Należy do najmłodszych pruskich ugrupowań plemiennych. Uformowało się ono w wyniku zajęcia przez Prusów na przełomie XII i XIII w. słowiańskich obszarów między Osą i Wisłą a rzeką Dzierzgoń).
Należy dodać, że plemiona składały się z tzw. małych ziem (np. Lanzania), które posiadały dużą samodzielność. Każde z plemion mówiło odmiennym, ale zrozumiałym dla innych, dialektem.

    

Ostatni (estyjski) zespól plemion osiadłych wzdłuż południowych brzegów Bałtyku, między Wisłą a Niemnem, został nazwany później Prusami (nazwa Prusy objęła też Galindię i Barcję).



*[1]Georg Heinrich Ferdinand Nesselmann (* 14.02.1811 w Kmiecinie /Fürstenau, †07.01. 1881 w Królewcu) – niemiecki filolog, badacz folkloru i języków bałtyckich.




Kim byli Prusowie


rusowie nigdy nie stworzyli zwartej państwowości, więc wspólne określenie kraju i narodowości nie było im potrzebne. Nazwa "Prusy" zaczęła być powszechnie używana po podboju ziem pruskich przez państwo zakonne, chociaż najstarszy zapis określający mieszkańców tych terenów jako "Bruzi" pochodzi z wykazu plemion sporządzonego w IX wieku przez anonimowego mnicha nazwanego przez Jana Potockiego (1761,1815) "Geografem Bawarskim". W kronice Ibrahima ibn Jakuba (Żyd sefardyjski, kupiec, handlarz niewolników) z 965 roku odnotowano: [...] Z Mesko sąsiadują na wschodzie Rus, a na północy Borus. Pierwszy zapis w łacińskiej formie językowej znalazł się w Dagome iudex, dokumencie donacyjnym wystawionym przez księcia Mieszka I, który oddaje (ok. 991 r.) swoje państwo pod opiekę papieską. Brzmi on następująco: [...] Pruzze usque in locum, quo dicitur Russe, czyli Prusowie aż do miejsca, gdzie się Ruś nazywa. Nazwa "Prusowie" przyjęła się na trwałe w europejskim nazewnictwie od XI wieku, wypierając używane dotychczas określenie Estowie (Aesti). W średniowiecznych kronikach i dokumentach stosowano różne formy łacińskie: Bruzzi, Pruzi, Pruzzi, Prisci, Prusci, Pruteni, Prut(h)eni i niemieckie: Prüssen, Prüzin, później Altpreussen, Altprussen.

     
Szacuje się, że bezpośrednio przed podbojem krzyżackim obszar Prus liczył ok. 42 tys. km², i zamieszkiwało go ok. 170 tys. mieszkańców należących do jedenastu zespołów terytorialno-plemiennych: Pomezanowie, Pogezanowie, Warmowie, Natangowie, Bartowie, Galindowie, Sasinowie, Skalowowie, Jaćwingowie, Sambowie, Nadrowowie.

[...] Starzy Prusowie — dziwny to naród, najszlachetniejszy między barbarzyńskimi, jak owi „najsprawiedliwsi” Trakowie i Getowie Homera i Herodota; nawet nazwa owa, u Tacyta dla całego szczepu od Niemców przyjęta, Aestii, mogłaby „zacnych, czcigodnych” oznaczać (gockie Aisteis niby, od aistan — szacować, czcić); i w późniejszych źródłach znachodzimy dla nich przydomki „spokojnych”, „najbardziej ludzkich” i podobne, mimo nadzwyczajnej waleczności, poświadczonej w X wieku przez Araba geografa.

Jedyny to naród, nie widzący w rozbitkach morskich upragnionej zdobyczy, a pomagający im litościwie, broniący ich nawet sam od piratów, najgościnniejszy, porzucający dla gościa i zwykłą trzeźwość, i skromność w jedzeniu i piciu, najskromniejszy, nie dbający o wystawniejszą odzież lub ozdoby.
(A. Brückner, Starożytna Litwa…, s. 35.)

Na  wstępie Historia adversum paganos ("Historia przeciwko poganom") Paweł Orozjusz (Paulus Orosius, *ok. 385, †przed 423) umieścił krótki opis geograficzny, czyli tzw. chorografię ówcześnie znanego świata (przełom IV-V wieku n.e.). Anglosaski król (Wessex) Alfred (*ok. 849, †899) zwany Wielkim, przetłumaczył *[2] ten łaciński opis na język staroangielski, dodając obszerną wstawkę podającą samodzielny zarys geografii Europy między Renem a Wisłą (u schyłku IX w.). W swoich "dodatkach" oparł się m.in. na relacji Wulfstana z podróży na Bałtyku między portem Haede (późniejszym Haedeby, Haithabu) na terenie Danii i portem Truso (k. dzisiejszego Elbląga) w kraju Estów. Poniżej fragment relacji Wulfstana o Estach:
[20] Wulfstan opowiadał, że jechał z Haede, że przybył do Truso w siedem dni i nocy, że okręt szedł przez całą drogę pod żaglami. Słowiańszczyznę miał po prawej ręce, po lewej zaś Langland, Laeland, Falster i Skonie. Cała ta ziemia należała do Danii. Następnie mieliśmy po lewej stronie ziemię Burgundów; a ta posiada własnego króla. Dalej mieliśmy za ziemią Burgundów takie ziemie, jak się one idąc z lewej kolejno nazywają: Blekinge, Meore, Oland i Gotland, cała ta ziemia należy do Sweów. A Słowiańszczyznę mieliśmy aż do ujścia Wisły przez cały czas po prawej stronie. Wisła ta jest wielką rzeką i przez to dzieli Witland [ kraj Wit? ] i kraj Słowian. A Witland należy do Estów. A taż Wisła wypływa z ziemi Słowian i spływa do Zalewu Estyjskiego, a ten Zalew Estyjski jest co najmniej piętnaście mil szeroki. Od wschodu spływa tutaj do Zalewu Estyjskiego rzeka Ilfing — z tego jeziora, nad którego brzegiem stoi Truso. I schodzą się tutaj w Zalewie Estyjskim od wschodu rzeka Ilfing z kraju Estów i od południa Wisła z kraju Słowian. Tutaj zaś Wisła zabiera rzece Ilfing jej nazwę i spływa z tego zalewu do morza w kierunku północno-zachodnim [lub:na zachodzie i na północy]. I dlatego nazywa się to Wisłoujściem. Kraj Estów jest bardzo duży i jest tam dużo miast, a w każdym mieście jest król. A  jest tam   bardzo dużo miodu i rybitwy. A król i najmożniejsi piją kobyle mleko, ubodzy zaś i niewolni piją miód. Jest tam między nimi dużo wojen. A u Estów nie warzy się żadnego piwa, lecz miodu jest tam dużo.
(G. Labuda, op. cit., s.58-59; A. Mierzyński, op. cit., s.35.)


Prusowie nie znali pisma (chociaż po podboju krzyżackim pojawiła się forma pisana ujednoliconego języka pruskiego - Wâr[an] Prūsiskan), a ich kontakty z sąsiadami były ograniczone, stąd większość informacji o ich życiu codziennym, kulturze i wierzeniach pochodzi od kronikarzy krzyżackich. Owe źródła pisane były przeważnie przez osoby duchowne, jako rezultat ich działalności misyjnej, są dalekie od obiektywności i zawierają  jednostronny punkt widzenia.


*[2]Tłumaczenia nie zawsze były wierne. Alfred postępował niekiedy z królewską swobodą z tłumaczonym i oryginałami.   W zasadzie  bowiem dążył do uchwycenia treści;   mniej  dbał o  formalną zgodność; niekiedy skracał , a  nawet uzupełniał.
(G. Labuda, Źródła skandynawskie i anglosaskie..., s.9.)


Wierzenia i zwyczaje Prusów

iewiele wiadomo dziś o wierzeniach Prusów. Znikoma liczba źródeł pisanych, które są zbyt skąpe i mało obiektywne, powoduje, że wiedza ta w znacznej mierze jest oparta o trudne do zweryfikowania mity. Większość badaczy tematu uważa, że panteon bóstw pruskich, jak ich obyczaje i ceremonie kultowe, nie różniły się zbytnio od wierzeń innych ludów bałtyjskich, które z kolei przypominały w swej formie wierzenia Słowian - Bałtowie tworzyli ze Słowianami wspólnotę, która z biegiem czasu została rozerwana przez przeszkody naturalne.

   

Za sprawą polskich teologów luterańskich Jana Maleckiego (*ok. 1482,1567; Jan z Sącza, też m.in. Johannes Maletius) i jego syna Hieronima (*ok. 1526,†ok. 1584; Hieronymus Maeletius, Hieronimus Meletius) znane (?) są imiona niektórych bóstw panteonu pruskiego: Autrimpus - władający morzem i jeziorami, Bardoayts - opiekun żeglarzy, Curche (Gurko, Kurke, Kurche, Kurko) - bogini stworzenia i urodzaju, Patollus (Patoll, Patolos) - bóg śmierci, Perkunas (Perkunis, Perkunos, Perkun) - bóg wojny, władca burzy i grzmotów (odpowiednik słowiańskiego Peruna), bóg magii i mądrości - wąż - Potrimpus (Potrimp, Potrimpos) oraz Ockopirmus (Occoprim) - najwyższy bóg nieba i ziemi. Majume (Majumya, Maiume, Pergubria) - bogini wiosny, której poświęcono łąki.


Pruscy bogowie: Patolos, Perkunos i Potrimpos.
Źródło:http://wiki-en.genealogy.net/Prussians


Najważniejszym miejscem kultu Prusów było Romowe *[3]. Bogowie sprawowali swą władzę poprzez swoich pomocników bogów – demonów. Istniała niezliczona liczba bogów "od  wszystkiego". Świątyń nie budowano, gdyż cała natura była świątynią, istniały święte miejsca gdzie przebywali kapłani, wieszczki i odbywały się rytuały, tam też znajdował się kamienny ołtarz ofiarny, jak np: olbrzymi głaz w Świętym Kamieniu k. Tolkmicka. W takich świętych gajach przebywał główny kapłan lokalnej społeczności - krywe, który utrzymywał święty ogień, a pomagali mu sygonici - opiekujący się świętym gajem i baczący, żeby nikt niepowołany tam nie wszedł.

    

Główną część kultu stanowiły ofiary i wieszczby. Ofiara była zapłatą dla bogów za doznaną lub przyszłą pomyślność np: w urodzaju, polowaniu lub na wojnie. Połączona była z wieszczbą, zapytaniem, czy bogowie pomogą w danym przedsięwzięciu. Prusowie nie czynili nic bez wsparcia bóstw i duchów. Jeśli wróżba była zła, po prostu odwlekano każde działanie. Przybytki o podobnym charakterze, ale o mniejszym znaczeniu posiadał każdy lauks (najmniejsza pruska jednostka osadnicza, pole), a nawet rodzina. Badania archeologiczne potwierdzają składanie przez Prusów krwawych ofiar ze zwierząt. Brak jest jakichkolwiek dowodów na składanie przez nich ofiar z ludzi, jak podaje *[4] m.in. Piotr z Dusburga:

[...] Po zwycięstwie składają swoim bogom ofiarę i trzecią część tych wszystkich rzeczy, w których posiadanie weszli z tytułu zwycięstwa, oddają wspomnianemu Kriwemu, aby ten je spalił. I teraz jeszcze Litwini i inni niewierni w tych stronach wspomnianą ofiarę palą w pewnym świętym miejscu zgodnie ze swoim obrządkiem; a zanim spalą konie, najpierw szybkim biegiem je męczą do tego stopnia, że ledwie mogą ustać na własnych nogach.
(Piotr z Dusburga, op. cit.,s.46.)
   
Pochodzący z Tolkmicka dominikanin Szymon Grunau (*1455-70?, †1529/30) odnotował w Preußische Chronik, że pruscy rybacy swoje pierwsze złowione ryby składali w ofierze bóstwu Curcho (Kurche). Miało to miejsce na wielkim głazie narzutowym (13,8 m obwodu) tzw. Heilige Stein (Święty Kamień k. Tolkmicka), położonym w przybrzeżnych wodach  Zalewu  Wiślanego.

Prusowie odprawiali obrzędy związane z  początkiem lata (dagis), z zasiewami, zakończeniem prac letnich i żniwami. Odbywały się wówczas uroczystości ku czci bogini ziemi Żeminele.

    

Wspomniany Jan Małecki, pisze w 1546 roku w listach do Georga Sabinusa (*1508,1560) pierwszego rektora Uniwersytetu Albertina w Królewcu, że był naocznym świadkiem ofiar ze zwierząt, składanych przez Prusów przy okazji rytuałów weselnych, pogrzebowych i zadusznych.


      Najważniejszym miejscem kultu Prusów było Remowe. Źródło: goldap.org.pl

Kraj Prusów porastała gęsta puszcza poprzecinana licznymi rzekami i strumieniami, pełna jezior, moczarów i bagien. Wśród zbiorowisk leśnych przeważały bory złożone z sosen, świerków, jodeł, modrzewi i cisów oraz zwarte lasy dębowo-bukowe z jesionem, klonem, lipą, osiką i brzozą. Nieprzychylne tej krainie były relacje krzyżackich zwiadowców, którym dobrze dała się we znaki nieprzebyta gęstwa pozbawiona traktów i ścieżek, gdzie bardzo łatwo można było zginąć wśród bezdroży, a osady ludzkie oddalone były od siebie o wiele dni drogi.
       
Warunki środowiskowe w jakich przyszło żyć Prusom powodowały, że przyroda odgrywała kluczową rolę w ich systemie wierzeń religijnych, których podstawą był kult przyrody, a ściślej wszelkich otaczających ich zjawisk przyrodniczych. Wierzenia te prawdopodobnie  nie dopuściły do przekształcenia środowiska pierwotnej puszczy w typowy rolniczy, słabo zalesiony i ubogi przyrodniczo krajobraz.
       
Piotr z Dusburga w "Kronika ziemi pruskiej" pisał :
[...] Prusowie nie znali pojęcia Boga. A ponieważ byli ludźmi prostymi, nie potrafili wyobrazić go sobie w umyśle [i ponieważ nie znali liter], w ogóle nie mogli dowiedzieć się o nim z pism. Początkowo dziwili się ponad miarę, iż ktoś za pomocą liter może komuś nieobecnemu wyjawić swój zamiar. A że nie poznali Boga, dlatego też, pozostając w błędzie, czcili każde stworzenie jak boga, a mianowicie słońce, księżyc i gwiazdy, pioruny, ptaki ["O bałwochwalstwie, obrzędach i obyczajach Prusów". W oryginale: volatilia, tzn.: to, co lata, a zatem nie tylko ptaki, ale też owady, motyle itd.] zwierzęta czworo nożne, a nawet także ropuchę. Za święte uważali gaje, pola i wody tak bardzo, iż nie odważali się w nich wycinać drzew ani uprawiać ziemi, ani łowić ryb.

(Piotr z Dusburga, op. cit.,s.45)
      
Prusowie niechętnie wycinali drzewa, poprzestając na uwalnianiu od puszczy tylko niezbędnych przestrzeni. Przypisywano to wrodzonemu lenistwu tego ludu, który rzekomo wolał żyć z łupiestwa niż z pracy rąk. Jednak to ich wierzenia nie pozwalały na dowolne wycinanie drzew, bez wyraźnej ku temu potrzeby. Według tych wierzeń każde drzewo mogło być miejscem przebywania duszy zmarłego przodka, bóstwa-opiekuna każdego żyjącego mieszkańca ziemi lub nawet siedzibą duszy człowieka, który miał się narodzić. Jednak drewno było człowiekowi niezbędne, dlatego przed każdym wycięciem odmawiano modlitwę, prosząc mieszkającego w drzewie ducha, by zechciał wybaczyć i przenieść się do przedmiotu, który zostanie z wyciętego drzewa zrobiony.
    
Konieczność życiowa zmuszała czasem Prusów do wprowadzania pewnych modyfikacji pradawnych wierzeń, dlatego wyróżniali z kompleksu leśnego miejsca święte, gdzie każde drzewo i roślina miały być siedzibami zmarłych przodków. Drzewa rosnące poza świętym gajem  mogły być wtedy uważane za wolne od duchów, chociaż nigdy nie było całkowitej pewności w tym względzie - mógł  przecież jakiś duch upodobać sobie drzewo wyrosłe poza miejscem świętym, a pozbawiony siedziby był skazany na błąkanie się po ziemi, co groziło jego gniewem i zemstą. Dlatego Prusowie po wyrębie niechętnie karczowali pnie drzew, pozostawiając je w ziemi, mimo że przeszkadzały w uprawie roli. Nie wynikało to z ich wrodzonego lenistwa, jak twierdzili krzyżaccy kronikarze, lecz z troski o zachowanie choć części "siedziby ducha" w miejscu, do którego przywykł. Drzewa nie wolno było bezmyślnie nacinać, obdzierać z kory, ani łamać gałęzi, gdyż tak jak człowiek drzewo cierpiało, krwawiło z odniesionych ran i chorowało długo, aż do uschnięcia. Drzewa stare, zwłaszcza dęby i lipy, otaczano szczególną czcią jako pradziejowych świadków.

Cała przyroda przesycona była pierwiastkiem boskim, a znaczniejsze zjawiska przyrodnicze czczono jako odrębne bóstwa. Bogiem było Słońce, Księżyc, Gwiazdy, Gromy, Ziemia, Ogień, Woda itd. Ponadto czczono pomniejsze bóstwa zamieszkujące określone okolice: pola, wody, lasy, drzewa, łąki, rośliny, zwierzęta. Wyróżniano bóstwa sprawujące opiekę nad rodziną, odpowiedzialne za poszczególne zajęcia np. rybactwo, czy tkactwo. Praktycznie każda czynność miała sakralny charakter, a każda rzecz posiadała boski pierwiastek i aby zapewnić sobie powodzenie należało ów pierwiastek uaktywnić i uczynić sobie przychylnym. Służyły temu rozmaite praktyki magiczne i obrzędy. Aby dowiedzieć się o nastawieniu bogów do swoich zamierzeń przed każdą ważniejszą czynnością rzucano losy.

Prusowie okazywali kompletny brak lęku przed śmiercią własną i swoich bliskich, walczyli z desperacką odwagą, a w chwilach krytycznych często odbierali sobie życie.

Czasem w ręce Krzyżaków oddawali własnych synów  jako poręczenie układów. Jeżeli uznali, że nie dotrzymanie warunków umowy jest korzystne, poświęcali zakładników. Wynikało to z wiary Prusów w reinkarnację. Wierzyli, że zaszczytna śmierć zostanie wynagrodzona szlachetniejszym wcieleniem. Po śmierci Prusa jego dusza trafia do krainy przodków, która - w odróżnieniu od chrześcijańskiego nieba - mieści się we wnętrzu ziemi. Dusza przechodzi szereg wcieleń w różne istoty, rośliny, zwierzęta na drodze samodoskonalenia. Człowiek zły, sprzeciwiający się woli bogów i ludzkim prawom po śmierci przybierał ciało zwierzęce lub roślinne, tym podlejsze im gorszym był człowiekiem za życia. Ludzie prawi i szlachetni szybciej mogli opuścić ziemski padół, przechodząc mniej wcieleń, a w szczególnych przypadkach nawet wcale. Egzystencja w roślinnym lub zwierzęcym ciele nie zawsze uznawana była za gorszą formę istnienia. Powszechnie sądzono, że bogowie litując się nad duszą chorego, bądź pogrążonego w rozpaczy np. po stracie najbliższych zezwalają temu człowiekowi dokończyć żywota np. w postaci ptaka. Taka przemiana była jednak bardzo rzadka i należało na nią zasłużyć.

"Baba" pruska z Barcian. Baby przedstawiają, wbrew nazwie, postacie mężczyzn. Mają zaznaczone z grubsza rysy twarzy, w prawej ręce trzymają róg (rytualne naczynie do picia), w lewej czasami miecz lub tasak. Niektóre nie posiadają atrybutów wojownika, ich ręce złożone są w krzyż na piersiach. Istnieje kilka hipotez na temat genezy i funkcji "bab pruskich", m.in.  miały one powstać na zlecenie Krzyżaków i mogły mieć związek z turniejami rycerskimi. Mogą to być też posągi bohaterów, którzy zginęli na obczyźnie lub po prostu wizerunki pruskich bogów.
(Źródło: Wikipedia)

[...] Prusowie wierzyli w zmartwychwstanie ciała, jednak nie tak, jak powinni. Wierzyli bowiem, że jeśli ktoś za życia był człowiekiem szlachetnie urodzonym lub człowiekiem niskiego pochodzenia, bogaczem lub biedakiem, władcą lub poddanym, takim samym będzie leż po zmartwychwstaniu w życiu przyszłym. Stąd wziął się zwyczaj, że wraz ze zmarłymi dostojnikami palono oręż, konie, służących, służebnice, szaty, psy myśliwskie, ptaki drapieżne i inne przedmioty niezbędne w rycerskim rzemiośle. Wraz ze zmarłymi niskiego stanu palono to, co było im potrzebne w ich służbie. Wierzyli, że spalone rzeczy zmartwychwstaną wraz z nimi i będą im służyły jak wcześniej. Wobec tych zmarłych dopuszczano się diabelskiego oszustwa polegającego na tym, iż, kiedy rodzice zmarłego przychodzili do wspomnianego Kriwego i pytali go, czy tej nocy lub tego dnia widział kogoś, kto przyszedł do jego domu, ów Kriwe bez jakiegokolwiek wahania wyjawiał wolę zmarłego wobec odzieży, broni, koni i służby i dla większej pewności powiadał, że tamten na nadprożu jego domu pozostawił taki a taki ślad po włóczni lub po jakimś innym narzędziu.
(Piotr z Dusburga, op. cit.,s.46.)
   
Dusze przodków w postaci drzew czy zwierząt zwykle zamieszkiwały niedaleko swych żyjących krewnych i starały się im pomagać, opiekowały się gospodarstwem, żywym inwentarzem, zapewniały powodzenie na łowach i chroniły dzieci przed nieszczęściem. Dusze kobiet z reguły zamieszkiwały lipy, mężczyzn - dęby, wyjątkowo znajdowały sobie inne siedziby. Drzewa zamieszkiwane przez dusze zmarłych rozpoznawano po nietypowych kształtach dziwacznie poskręcanych gałęziach, zrośniętych pniach itp. Drzew takich było bardzo dużo, lecz zostały wycięte przez Krzyżaków w pierwszej kolejności - jako symbole pogaństwa. Siedzibą duszy przodka mogła być także część puszczy czy pola, zatoka jeziora czy zakole rzeki. Miejsca takie, uznawane od pokoleń za święte otaczano szczególną czcią, wstęp do nich podlegał ścisłym ograniczeniom, wolno było tam wchodzić jedynie miejscowym i to tylko w celach spełnienia religijnych obrządków, w trakcie których nawiązywali kontakt z zamieszkującymi je duchami. Naruszenie tych zakazów było surowo karane, za takie właśnie przestępstwo miał zginąć św. Wojciech, którego, jako nieświadomego cudzoziemca, nie zabito od razu, lecz dopiero po dwukrotnym upomnieniu, które zignorował.
     
Największym kultem otaczano ziemię - bóstwo płodności, które nie tylko żywiło, ale mieściło w sobie krainę wiecznej szczęśliwości zamieszkiwaną przez bliskich, którzy ukończyli już ziemską wędrówkę. Czcząc ziemię, czczono zarazem wszystkie siły witalne przyrody.
  
Znamienną cechą Prusów było ich przywiązanie do wyznawanych kultów i  szczególna oporność na chrystianizację. Lud ten nawet po oficjalnym chrzcie bronił swego pogaństwa. Akcja chrystianizacyjna prowadzona przez Krzyżaków, nie tyle spowodowała nawrócenie Prusów, co ich wytępienie.



*[3]Legendarne Romowe leżało ponoć w okolicach Żabina (w południowej części Nadrowii). Stał tam monumentalny dąb, otoczony kamiennym kręgiem, z jego pnia wyrastały trzy wielkie i poskręcane konary. W samym pniu umieszczono za zasłonami postacie  trójcy pruskich bóstw Potrimpusa-Perkunasa-Patollusa. Przed drzewem znajdowały się ołtarze ofiarne z „wiecznym” ogniem. Wokół tego świętego centrum rozciągał się plac dla wiernych, a dookoła niego stały siedziby kapłanów i domy gościnne. Według XVII-wiecznego przekazu Hartknocha, każde miejsce, gdzie przebywał główny kapłan i gdzie składano krwawe i bezkrwawe ofiary bogom, nazywane było przez Prusów Romowe. Romowe porównywane było do Rzymu, jako najważniejsze miejsce kultu.
*[4]Według Piotra z Dusburga, gdy do niewoli dostało się wielu rycerzy krzyżackich, wybierano jednego z nich na stos ofiarny. Kronikarz opisuje historię rycerza Hirzhalsa, przyjaciela Herkusa Monte z lat młodzieńczych z Magdeburga. Prusowie urządzili losowanie ofiary, gdy Hirzhals wylosował śmierć, Herkus Monte powtórzył aż trzykrotnie losowanie, by uchronić owego krzyżackiego rycerza. Ostatecznie sam Hirzhals kazał prowadzić się na ofiarny stos. Pewnego razu w Magdegurgu ów Hirzhals miał uratować Montemu życie, gdy ten podczas ćwiczeń szermierki wszedł na cienki lód rzeczny. W litewskim filmie pt."Herkus Mantas"  (1972 r.) Hirzhals jest szwagrem i nauczycielem Montego. Monte, który wprawdzie jest wodzem zbuntowanych Prusów, "ma związane ręce" przez starszyznę plemienną, chcąc ocalić szwagra od męczeńskiej śmierci w płomieniach nakazuje trzy razy powtórzenie losowania - jednak za każdym razem los pada na Hirzhalsa.




Zwyczaje pogrzebowe
      
cytowanej wyżej relacji Wulfstana dowiadujemy się o zwyczajach pogrzebowych Estów [czytaj: Prusów], które opisał Antoni Mierzyński w "Źródłach do mytologii litewskiej" (pisownia oryginalna):

§ 21. Jest u Estów zwyczaj, że jeśli mąż umrze, leży wśród krewnych i przyjaciół niespalony przez miesiąc jeden, czasem dwa; królowie zaś i inni ludzie większego znaczenia leżą tam dłużej, im więcej mają majątku. Niekiedy leżą niespaleni około półroku nad ziemią w swych domach i przez cały czas, przez który ciało wewnątrz (domu) leży, piją i bawią się aż do dnia tego, kiedy je spalą.

(A. Mierzyński, Mythologiae Lituanicae Monumenta. Źródła..., s.35.)

      
Z dzisiejszego punktu widzenia, może się wydawać, że był to bardzo makabryczny zwyczaj.

[...]W części opisującej zwyczaje pogrzebowe znajduje się fragment mówiący o wytwarzaniu zimna przez Estów. Ta egzotyczna dla Wulfstana i granicząca z magią umiejętność, szeroko dyskutowana przez wielu historyków, językoznawców i archeologów, budzi zainteresowanie do dziś. Próbując rozwikłać zagadkową umiejętność Estów związaną z „wytwarzaniem zimna”, należałoby zwrócić uwagę na opisane przez etnografów sposoby przechowywania żywności przez Słowian. Znany był zwłaszcza u Słowian zwyczaj gromadzenia zimą brył lodu w pryzmach lub wykładanych słomą dołach, pod przykryciem, np. kilku warstw liści i ziemi. Tak zgromadzone i zabezpieczone bryły lodu pozwalały na utrzymanie go do następnej zimy. Z uwagi na bliskie sąsiedztwo Słowian i Bałtów, jest wielce prawdo-podobne, iż znali go także ci ostatni. Tak więc możemy założyć, że podobnie jak u Pomorzan czy Mazowszan, także u graniczących z nimi Prusów/Estów znano ten sposób przechowywania lodu. W jakim celu go gromadzono? Odpowiedź jest prosta: oziębianie było jednym z podstawowych – obok suszenia, wędzenia, kiszenia czy marynowania – zabiegów konserwujących żywność. Natomiast umiejętność zamrażania, o której pisał Wulfstan, była tylko jednym ze sposobów wykorzystania zgromadzonego zimą lodu. Do zamrażania stosowano prawdopodobnie  mieszaninę soli z lodem. O takich praktykach informują nas także późniejsze źródła pisane. Co prawda sól w owym czasie (IX wiek) posiadała dużą wartość i raczej w okolicy Truso solanek, a tym bardziej złóż soli nie było. Sprowadzano ją tutaj najpewniej z Kujaw.

[...]Wracając do zamrażania ciał w kontekście dużej wartości soli, nasuwa się następne pytanie: czy każdy mieszkaniec Witlandu był dostatecznie bogaty, a więc miał dostatecznie dużo soli, aby po śmierci jego ciało mogło być zamrożone? I na to pytanie znajdujemy odpowiedź w relacji Wulfstana. Uczty związane z ceremonią grzebalną trwały  w zależności od zamożności nieboszczyka od jednego miesiąca do pół roku. Jest zatem oczywiste, że w przypadku śmierci bardzo ubogiego osobnika uczta mogła trwać zaledwie kilka dni, i w takim przypadku nie było potrzeby zamrażania jego ciała.
(M. F. Jagodziński, op. cit., s.29-31.)

[22] W dniu, w  którym zmierzają na stos ciało włożyć, dzielą majątek (nieboszczyka), ile go jeszcze po piciu i zabawach pozostało, na pięć lub sześć części; bywa także na więcej stosownie do majątku. Następnie część największą kładą na jedną milę od miasta, bliżej drugą, dalej trzecią, aż wszystko rozłożą na przestrzeni jednomilowej; część zaś najmniejsza powinna leżeć najbliżej miejsca, gdzie ciało się znajduje. Następnie zbierają się wszyscy, którzy w ich ziemi najciekawsze mają konie, na pięć lub sześć mil (daleko) od rozłożonego majątku. Potem pędzą wszyscy ku niemu; więc mąż, którego koń najszybszy w biegu, dopadnie części pierwszej i największej, i tak jeden po drugim, aż wszystko zabiorą. A weźmie część najmniejszą, który najbliżej do dworu po część dojedzie. Następnie każdy powraca do siebie z zebranymi rzeczami i wszystko może sobie zatrzymać. Dla tego też u nich rącze konie nadzwyczaj są drogie. A kiedy spuściznę już zupełnie roztrwonią, wynoszą nieboszczyka i palą go razem z bronią i odzieżą. Tak więc marnują wszystek majątek przez to, że tak długo leży w domu nieboszczyk i że rozkładają (jego spuściznę) po drodze, a obcy ludzie konno przyjeżdżają i rzeczy zabierają.

(A. Mierzyński, Mythologiae Lituanicae Monumenta. Źródła..., s.35-36.)


[23] Jest także zwyczaj u Estów, że nieboszczyki każdego rodu muszą być spaleni; a jeśli kto znajdzie kość niespaloną, znaczną powinni uczynić pokutę. Znana także u Estów jest sztuka, że umieją sprawić zimno i dla tego ciała tak długo bez zepsucia leżeć mogą, że na nich takie zimno sprawić umieją. A jeśli się postawi dwa naczynia pełne waru albo wody, to sprawiają, że płyn mróz ścina, czy to bywa latem, czy zimą.

(A. Mierzyński, Mythologiae Lituanicae Monumenta. Źródła..., s.36.)

[...]Zwyczaj palenia zwłok przetrwał co najmniej do XVI wieku, o czym świadczy chociażby odkrycie dokonane przez królewsko-pruskiego mierniczego Chrystiana  Reimera w 1703 roku, podczas wytyczania granic nowych pól. Odkryto wówczas kurhan, wewnątrz którego znajdowała się komora grobowa zbudowana z łupanych płyt kamiennych, wewnątrz której, oprócz popielnicy, znaleziono m.in. ponad 30 szelągów wybitych w mennicy gdańskiej między 1414 a 1416 rokiem.
(M. F. Jagodziński, op. cit., s.28-29.)

Biorący udział w wyścigach starali się zebrać jak największą ilość rozłożonych przedmiotów. Igrzyska te były ostatnim etapem stypy. Owe wyścigi po podzielony na części majątek zmarłego świadczyły, że nie rodzina, lecz cała wspólnota dziedziczyła po nim, to co nie zostało roztrwonione podczas uczt pogrzebowych. Teraz dopiero można było rozpalić stos, na którym  palono zmarłego. Wraz z nieboszczykiem płonęły na stosie jego żony, konie oraz niewolnicy. Wyznawano zasadę, że na stos należy złożyć przedmioty, które były niezbędne za życia. Wojownikowi składano, więc przede wszystkim broń, sługi i konie, niewolnikom zaś narzędzia pracy. Panowało głębokie przekonanie, że każda rzecz, czy to powstała w sposób naturalny, czy też stworzona ręką człowieka, posiada własnego ducha, który ulatuje w trakcie palenia, a na drugim świecie przybiera postać podobną do ziemskiej. Wszystko, co miało żyć na drugim świecie, musiało na tym zostać bezwzględnie spalone.

Po wygaśnięciu stosu prochy zbierano do glinianej urny i ustawiano wykopanej jamie grobowej. Czasem spalone szczątki wsypywano bezpośrednio do jamy, w której dodatkowo ustawiano naczynia z jedzeniem i piciem.

Według niemieckiego teologa luterańskiego Matthäusa Waissela/Waisseliusa (*1540,†1602), co zapisał w Chronica Alter Preusscher Eifflendischer und Curlendischer Historien, jeżeli ktoś z Prusów był chory, zapraszał swych przyjaciół i całą wieś do swego domu, poczym ustawiano beczkę piwa, żeby, gdy chory umrze, można go było opłakiwać. Gdy umarł myto jego ciało w łaźni, poczym ubierano w lnianą koszulę, spodnie i surdut, jak do ślubu, a następnie przepasywano skórzanym pasem z żelazną sprzączką. Tak ubranego nieboszczyka sadzano na stołku przed drzwiami domu. Przed nim na ziemi leżała deska, na której miał być ułożony do ostatniego spoczynku. Następnie rozpoczynano pogrzebową uroczystość; z przygotowanej beczki piwa każdy uczestnik czerpał czarką i przypijał (Prusowie mieli zwyczaj "przypijania do siebie" zwany kayles poskayles) do zmarłego pytając:

[...] Przyjacielu, dlaczego umarłeś, czy nie miałeś dość jedzenia i picia, miałeś przecież kochaną żonę, bydło i wszystkiego dość?

Żałobna skarga zaczynała się zawsze od refrenu:

[...] Dlaczego umarłeś?

    

Wreszcie przypijano do zmarłego jeszcze na dobranoc i proszono go, aby na tamtym świecie pozdrowił ich rodziców i przyjaciół. Następnie owijano zmarłemu na szyi białą lnianą chustkę z pieniędzmi, a przedmioty, których używał (narzędzia, broń) kładziono obok ciała. Wcześniej dawano zawsze chleb i dzban miodu, czego później Zakon bezwzględnie zakazał. Wdowa kładła zmarłemu na oczy dwie monety.  Gdy umarła kobieta dawano jej igłę z nitką, aby mogła zaszyć, gdy jej się odzież śmiertelna rozedrze. Następnie zwłoki, jedzenie i przedmioty zmarłego umieszczano na wozie. Przyjaciele jechali obok z wyciągniętymi mieczami  i głośno wykrzykiwali:

[...] Biegnijcie diabły!

    

Kobiety towarzyszyły zmarłemu aż do granicy wsi, gdzie był ustawiony pal, na którym znajdowała się moneta. Jeźdźcy urządzali wyścigi do tego pala, a ten wygrywał kto pierwszy pochwycił monetę. Gdy dotarli do przygotowanego grobu, obchodzili trzykrotnie wóz, a następnie chowali zmarłego głową ku zachodowi. Do grobu wkładano jedzenie i różne przedmioty w myśl wiary, że zmarli prowadzą na drugim świecie, jak na ziemi. Aby o losach zmarłego dokładnie się dowiedzieć szli do kapłana zwanego tulisso. Na pytanie o zmarłego kapłan odpowiadał, że widział go w zbroi, z sokołem w ręku, ze służbą i koniem. Kapłani pruscy zwani tulisze lub ligasze, byli jakby śpiewakami pogrzebowymi, którzy przy stypie (sermena) wychwalali czyny zmarłego.

(A. Fischer, op. cit., s.24.)  

Społeczeństwo

połeczeństwo pruskie dzieliło się na trzy warstwy społeczne, z których najliczniejszą stanowili wolni chłopi, na czele znajdowała się - nieliczna, stanowiąca około 5 % ogółu ludności - grupa możnych (rikijs, lac. nobiles), zaś na końcu byli niewolnicy. Ponieważ do czasów krzyżackich dużych własności ziemskich praktycznie nie było, wyznacznikiem przynależności do warstwy możnych był posiadany majątek, tj. głównie: pochodzące z importu i zdobyczy "luksusowe" przedmioty, broń, niewolnicy oraz konie. Grupy te nie były ściśle zamknięte, gdyż można było się wzbogacić np. na wyprawie łupieżczej, a i zubożenie nie było zjawiskiem rzadkim. Zamożność ojca nie gwarantowała zamożności synowi, ponieważ zwyczaje pogrzebowe powodowały, że czasem nic mu po ojcu nie zostawało. Kobiety nie dziedziczyły majątku. Pod względem prawnym nie było żadnej różnicy między nobilami a ludnością pospolitą; obie grupy społeczne cieszyły się osobistą wolnością i miały równy głos nad sprawami publicznymi. Jednak poczucie odrębności społecznej było silnie zaznaczone. Podczas podboju Prus, Krzyżacy nie mieli kłopotów z odróżnieniem możnych od reszty ludności.

  
W najważniejszych aspektach życia decydował wiec (waide), w którym uczestniczyli wszyscy dorośli, wolni mężczyźni danej jednostki terytorialnej (plemienia czy pulka). Wiec był zwoływany w sprawach wojny, pokoju, a także przy wyborze naczelników-wodzów, którzy sprawowali bieżącą władzę wykonawczą. Byli oni określani  mianem kona - gis (lit. kuniggas). Chociaż ich  rola wzrastała znacznie w okresie wojny, nie doszło jednak do wykształcenia ustroju monarchicznego.
     
Piotr z Dusburga pisał o gościnności Prusów:
[...] Swoim gościom okazują pełną, na ile mogą, życzliwość, i nie ma w domu potraw i napojów, którymi nie podzieliliby się, z nimi. Dalej wytyka im pijaństwo: gościowi dają pewną ilość trunku na tych warunkach, że jeśli go sami wypiją, wówczas i sam gość tyleż właśnie go musi wypić, i tak zobowiązanie do picia powtarza się tak długo, aż wszyscy - gość z domownikami, żona z mężem, syn z córką - upiją się.

Następnie Piotr z Dusburga opisuje jak traktują swoje żony, biedaków oraz jak wymierzają sprawiedliwość:
[...] swoje żony kupują za ustaloną kwotę pieniędzy. Stąd mąż traktuje żonę jak służebną; nie jada ona razem z nim przy stole i codziennie obmywa stopy domowników i gości. Nikt z nich nie jest zmuszony do żebrania, a biedak swobodnie chodzi u nich z domu do domu, i bez skrępowania spożywa z nimi posiłek, kiedy ma na to ochotę. Jeśli zostanie popełnione u nich zabójstwo, wówczas nie może dojść do żadnego pojednania, chyba że najpierw rodzice zamordowanego zabiją zabójcę lub jego krewnego. Kiedy z powodu nieoczekiwanego wypadku dochodzi do gwałtownych sporów, zazwyczaj nawzajem się wyrzynają.
(Piotr z Dusburga, op. cit.,s.46-47.)

Pruska rodzina

odzina pruska była patriarchalna, co oznaczało uprzywilejowaną pozycję mężczyzny, który miał wyłączne prawo do podejmowania ważnych dla rodziny decyzji, oraz ponosił odpowiedzialność za byt i standard życia tej rodziny. Rodzina (seimins) była podstawową komórką wspólnoty rodowej i obowiązywały ją pewne obrzędy rodzinne.

   
Pozycję kobiety w rodzinie pruskiej cechowała podległość najpierw ojcu, potem mężowi, ewentualnie bratu. Po osiągnięciu wieku pełnoletniego, który wynosił dla dziewcząt dwanaście lat (dla chłopców czternaście lat), mogła zawrzeć związek małżeński i przechodziła do rodziny męża.
     
Według zapisków kronikarskich (wg A. Fischera) obrzęd weselny Prusów wyglądał tak:
[...] gdy ktoś chciał ożenić się, musiał sobie żonę kupić od teścia za gotówkę, albo za bydło i zboże. Dopiero gdy się z ojcem panny młodej ugodzono, spraszano do domu przyjaciół i przyjaciółki na ucztę, po której panna młoda prosiła, aby jej pomagano w zawodzeniu za jej panieństwem. Przy wyjeżdżaniu z domu panna młoda żegnała się wśród wielkiego zawodzenia, jakby w pieśni pożegnalnej, przy czym żegnała się najpierw z ojcem, potem z matką, domem, ogniskiem, zwierzętami domowymi, a nawet sprzętami. Następnie narzeczony wysyłał po młodą wóz weselny, sam jednak zostawał w domu. Na granicy nowego obszaru jej działania przynoszono na jej spotkanie płonącą głownię z ogniska jej przyszłego domu. Potem trzykrotnie obchodzono z tym ogniem wóz narzeczonej w tym celu, aby złe duchy, które się po granicy wsi włóczą, trzymały się z dala od młodej i nie wyrządziły jej krzywdy. Poczem następuje podanie napoju na granicy i wypicie go przez młodą na znak przyjęcia do nowej wspólnoty.
     
Przed domem młodego odbywało się ciekawe widowisko. Woźnica, zwany keleweż, ustrojony, zeskakuje szybko z konia, aby siąść na stołku, który pokryty poduszkami i ręcznikiem stał przed drzwiami domu. Drużyna narzeczonego usiłuje mu w tym przeszkodzić. O ile zajmą to miejsce prędzej, woźnica musi iść niby przez rózgi od frontowych drzwi do bocznych, a ma to na celu wypędzenie złego przed wejściem młodej do domu. O ile zaś woźnica siadł pierwszy na stołku, chwytał za ręcznik, który stawał się jego własnością.
  
Dopiero teraz zsadza się młodą z wozu i sadza na stołku, który przedtem zajął woźnica, także prawdopodobnie dla zmylenia złych duchów. Teraz młoda siada, częstują ją trunkiem, potem myją jej nogi, wodą tą skrapiają wszystkich gości, a także łoże, bydło i cały tok. Podobna scena odbywała się w domu przed ogniskiem, które młoda musiała trzykrotnie okrążyć i w ten sposób uzyskiwała prawo współogniskowca. Potem zawiązywano jej oczy, smarowano jej miodem usta i tak prowadzono przez wszystkie drzwi zagrody. Prowadzący ją woła przy każdych drzwiach: trauke "trącaj". Ona zaś uderzając w drzwi nogą, w ten sposób wzywała duchy, które między drzwiami a progiem zwykle mieszkają. Przed każdymi drzwiami idący za nią obsypywał ją ziarnem rozmaitych zbóż, mówiąc: " Będziesz wierzyła w bogów naszych, nasi bogowie wszystkiego ci dostarczą". Obsypiny te miały na celu nie tylko wywołanie obfitego urodzaju we wszystkich płodach, ale także w dzieciach.
    
Po tych obrzędach recepcyjnych jedzono, pito i tańczono aż do późnej nocy. Poczem młodej ucinano długie włosy i przystrajano głowę wiankiem obszytym białym płótnem, zwanym abglobte, który młoda nosi aż do narodzin syna. Ten wianek z białą zasłoną nakłada się młodej ze słowami: "Dziewczyna będzie z twego ciała, ale jeśli chłopaka mieć będziesz, to już koniec z panieństwem". Teraz następował jeszcze jeden taniec w nowym stroju, poczem prowadzono ją do łoża. Wedle Hartknocha wtedy ją także dobrze bito i tak dopiero oddawano młodemu, a to aby jak przy śmigusie niejako wszystko złe i szkodliwe z młodej wypędzić. W łożu weselnym dostawali młodzi do zjedzenia koguta ślubnego w celu wywołania płodności. Tenże cel miały pieczone jądra (testiculos) koźle, bycze lub niedźwiedzie i z tego też powodu nie jadano mięsa zwierząt kastrowanych. Rano, po nocy poślubnej, młodzi musieli przed innym jedzeniem zjeść resztę koguta weselnego.
(A. Fischer, op. cit., s.22-23.)
   
Małżeństwo stanowiło ważny moment w życiu kobiety, ponieważ dzięki niemu uzyskiwała ona nieco większy status społeczny niż panna. W społeczeństwie pogańskich Prusów praktykowano wielożeństwo, a syn dziedziczył po ojcu, prócz majątku, także i żony. Dopiero układ z Krzyżakami w Dzierzgoniu (1249) zobowiązywał Prusów do zaniechania tych praktyk. Prusowie po przyjęciu chrześcijaństwa, mogli zawierać małżeństwa tylko w kościele i poza czwartym stopniem pokrewieństwa, żony zaś nie mogli  ani kupować ani sprzedawać.
     
Przy urodzinach dziecka (chłopca?) składano ofiary i odmawiano modlitwę dla bóstwa ziemi, czyli Żeminele. Ofiarnikiem była baba, pilnująca położnicy; do zwykłej modlitwy ofiarnej dodawała jeszcze prośbę, by bogini była łaskawa dla dziecka.
(A. Mierzyński, Źródła do..., I, s. 14-15.)
     
Według średniowiecznych źródeł Prusowie mieli zabijać, prócz jednej, nowonarodzone córki. Zwyczaj taki istniał u ich najbliższych słowiańskich sąsiadów, czyli u dawnych pogańskich Pomorzan. Cysters Chrystian (*1180, †1245), późniejszy biskup pruski, ratował takie dziewczęta kupując je od Prusów.  W 1218 roku papież (w latach 1216-1227) Honoriusz III apelował do chrześcijan o datki na wykup skazanych na śmierć pruskich niemowląt. Układ w Dzierzgoniu (7 lutego 1249) zobowiązywał Prusów do zaprzestania zabijania i porzucania swoich dzieci. Wynikało z tego, że Prusowie pozbywali się także synów. Może więc dotyczyło to tylko dzieci chorych i ułomnych. Kronikarz krzyżacki Piotr z Dusburga "opowiada" historię związaną z tym okrutnym zwyczajem, który doprowadził do wyludnienia kraju Galindów. Matki potajemnie ukrywały dziewczęta skazane na zabicie. Za to poobcinano im piersi, by więcej nie mogły karmić. Wówczas wieszczka pomogła kobietom się zemścić, w skutek czego Galindowie zostali w pień wybici, a potem bezbronny kraj ogołocili doszczętnie sąsiedni Sudawowie (Jaćwingowie).
      
Na ten temat pisał Aleksander Brückner:
[...] aby chłopców na wojnę chowano, dziewczęta zaś zabijano (zabijanie lub porzucanie dzieci, mianowicie płci żeńskiej, powszechny zwyczaj pruski, odnosi tu podanie do pewnego miejsca i czasu). Lecz matki chowały córki po kryjomu; otóż poobcinano wszystkim piersi, by więcej nie karmiły. Nad biadającymi ulitowała się wieszczka, kierująca losami całego kraju, zawołała więc starszyznę i oznajmiła: bogowie wasi żądają, abyście bez broni przeciw chrześcijanom ruszyli. Wybrali się Golędzi wesoło na wyprawę i wracali już z ogromnymi łupami, gdy kilku jeńców, umknąwszy, pouczyło chrześcijan, że Golędzi nie mają broni; ci, ośmieleni, rzucili się na nich i wyrżnęli ich, a bezbronny kraj ogołocili potem sąsiedni Sudowie do szczętu.

[...] przeludnienia nie było, bo dzieci, szczególniej córki, zabijano lub sprzedawano — dziwna niekonsekwencja u narodu wielożennego, który żony zawsze kupował, więc pozbywaniem się córek dochodu się pozbawiał.

(A. Brückner, op. cit., s.35)           

Ubiór

relacji kronikarskich i rycin dowiadujemy się nieco jak ubierali się Prusowie. Erasmus Stella (właśc. John Stiller, *1460, †1521, niemiecki lekarz, burmistrz i historyk) podaje, że mężczyźni noszą wełnianą odzież (faldones, paldones), kobiety zaś lnianą. Na szyi nosili miedziane lub mosiężne pierścienie, a w uszach kolczyki. Buty wyrabiali sobie sami z surowej skóry lub łyka.


Dusburg pisze:

[...] o bogactwo i zasobność w szaty nie dba wcale ten naród, jak je dzisiaj założy, tak je jutro na siebie włoży. Jego to nic nie obchodzi, czy na nice [lewa strona] wywrócone. Mężczyźni nosili spodnie (lagno), wąskie i długie, które wpuszczano w buty i przywiązywano. Prócz tego istnieją wzmianki, że mężczyźni lubowali się w wolnych sukniach, sięgających po kolana (A. Mierzyński, Mythologiae Lituanicae Monumenta. Źródła...., II,s.50.).

    

Na nogach noszono obuwie z łyka lipowego (kurpe). Nakrycie głowy stanowiły czapki podobne do polskiej rozłupy - czyli czapki przypominającej kaptur. Noszono też wierzchnie odzienie wełniane (wilna, wilnis - wełna), płaszcze (pelkis) z większego kawałka tkaniny, lub futra (caune - od kuny). Odzież kobieca składała się z długiej koszuli (northe, nurtue), a na ramiona narzucano rodzaj rańtucha (chusta zakładana na plecy oraz na głowę). Kobiety przystrajały się w bransolety i naszyjniki.


[...] Natomiast lud nie nosi  ozdób z miejscowego surowca, jakim był bursztyn, ponieważ był on od dawna monopolem niedostępnym dla miejscowej ludności.

(A. Fischer, op. cit., s.17.)

      
Odzież zimowa była szyta głównie z wełny, skór i futer.


Dom

e względu na lesistość pruskiego terenu obszar na osiedla był niewielki. Powstawały niewielkie osady w obrębie pola (lauks), na którym z czasem, w miarę przyrostu ludności, powstawało więcej osiedli i tworzyła się osada typu przysiółkowego. Tak było do XIII wieku.
   
Prusowie podobnie jak Słowianie budowali chaty zarówno słupowe, jak i węgłowe. Podstawowym budulcem było drewno i słoma. Miały one kształt owalny, zwężający się łagodnie od dołu do góry, były niskie, jednoizbowe. W chatach (namus) z otwartym paleniskiem (pelanno), dla odprowadzenia dymu w pokrytym słomą dachu istniał otwór (dymnik). Były też paleniska na kamiennym podwyższeniu (stabis), oraz kamienne piece (stabni), czasem z piecem piekarskim (wumpnis). W środku kamiennego paleniska znajdowało się zagłębienie, w które  gospodyni zgarniała wieczorem zarzewie, przykrywając je popiołem, aby ogień przetrwał do dnia następnego. Domy miały też okna (lanksto), które z braku szyb musiały być niewielkich rozmiarów. W porze letniej głównym źródłem oświetlenia było światło dzienne, natomiast zimą wystarczał blask ogniska lub łuczywa (luckis). Aby uszczelnić izbę przed nadmierną utratą ciepła, ściany oblepiano gliną, a szpary zatykano mchem. Ludzie spali zapewne nago lub w bieliźnie, na sianie pokrytym skórami, okrywali się futrami lub kocami.
       
Niestety istniejące materiały źródłowe i wykopaliskowe nie pozwalają na opisanie sprzętów jakie znajdowały się w staropruskich chatach. Zapewne były w nich jakieś drewniane skrzynie do przechowywania odzieży, stoły (stalis), ławy i stołki. Niewątpliwie domy możnych były lepiej wyposażone.   
     
Później obok chat pojawiły się liczne budynki gospodarcze, jak np.: spichlerz na ziarno (clenan), suszarnia zboża (jaugie), stodoła (calene), stajnia. W wielu zagrodach budowano łaźnie z piecem z polnych kamieni, które - po rozpaleniu - polewano wodą i w ten sposób ogrzewano wnętrze. W każdym obejściu była niezbędna studnia (apus) (A. Mierzyński, Romowe, s.55,118.).

     
Jak podróżowali Prusowie?

dpowiedź na to pytanie nie jest łatwa, ponieważ środki transportu, sporządzane głównie z drewna, tylko w wyjątkowych sytuacjach ich ślady przetrwały do naszych czasów. W warunkach pruskiego krajobrazu naturalnego poruszanie się było znacznie utrudnione. Istotne znaczenie miały szlaki wodne, czego widomym przejawem było zakładanie osad nad brzegami rzek, jezior i wybrzeża morskiego. Należy przypuszczać, że w komunikacji wodnej posługiwano się różnymi rodzajami łodzi, od czółen drewnianych wykonanych z jednego pnia, po łodzie wykonane z desek i tratwy. Prusowie różnili się tym od innych Bałtów, że dzięki dawnemu kontaktowi z kupcami i żeglarzami skandynawskimi posiadali większe statki budowane na wzór skandynawski. Według relacji Adama Bremeńskiego statki handlowe sambijskie z Prusami płynęły aż do portów szwedzkich, do faktorii handlowej na wyspie Birka (Björkö).

   
Do poruszania się po lądzie na dalsze odległości służyły zwierzęta pociągowe, juczne i wierzchowe. W pierwszym charakterze były używane głównie woły, które zaprzęgano do wozów za pomocą jarzma. Do transportu używano najpewniej drewnianych lekkich (abasus) wozów dwukołowych (currus) i ciężkich wozów o czterech kołach (quadrigae). Ten typ wozów upowszechnił się na Pomorzu w pierwszych wiekach n.e. Do jazdy wierzchem służyły konie, które też były wykorzystywane jako zwierzęta pociągowe (chodziły w chomącie - paddis) i  juczne. Podkowy (lattaco) były stosowane głównie zimą, jako ochrona zwierzęcia przed ślizganiem po lodzie. Prusowie woleli jeździć na koniach niepodkutych, o czym może świadczyć mała ilość podków w ich pochówkach.  W porze zimowej do poruszania się po lądzie i lodzie służyły drewniane sanie (większe - slayo, oraz lżejsze na jedną osobę - wessis).        



Życie w Truso. Rys. J. Domino.

Handel dalekosiężny i wymiana lokalna

mawiając temat handlu trzeba wspomnieć o najsłynniejszych osadach portowo - targowych na ziemi pruskiej (chociaż dominowała w nich ludność skandynawska) Truso i  Wiskiauten *[5]. Największy udział ludności tych terenów w dalekosiężnym handlu, kontrolowanym wcześniej przez Celtów, przypadał  w czasach, gdy nad wybrzeże Bałtyku przybywały karawany kupców rzymskich, aby zdobyć tak cenione na południu "złoto północy" - bursztyn (glesum).

W  "Germanii"  autorstwa Tacyta czytamy o Estach, protoplastach późniejszych Prusów:
[...] Szperają także w morzu, a sami jedni ze wszystkich znajdują po mieliznach,  owszem na samych brzegach bursztyn, który po swojemu glefum zowią. Atoli będąc  barbarzyńcami, nie znają, ani są ciekawi poznać jego przyczyn i natury. Przed  laty, nim zbytki nasze dały mu szacunek, leżał [bursztyn] długo na brzegach, jako podły  zmąconego morza wymiot, bez żadnego u nich zażycia. Biorą go, jak się urodził,  i tak sprzedają, dziwując się płacącym kupcom. Wreszcie wnosić można, że to jest  sok jakiś z drzew sączący się, ponieważ widzieć w nim często ziemny i powietrzny  owad, który uwikłany lepką cieklizną, zostaje wewnątrz za stwardnieniem  oblewającej materii. Rozumiem, że jako w zabiegłych na wschód krainach znajdują  się lasy, skąd się balsamy i inne wonie sączą, tak i zachodnie strony po lądach  i wyspach nadbrzeżnych rodzą podobne drzewa, z których rozgrzane słońcem soki,  a w morzu okrzepłe, fala wodna na przeciwne brzegi wytrąca. Jeślibyś chciał  doświadczyć ogniem natury bursztynu, wnet się zażegłszy na kształt łuczywa,  wypuszcza płomień tłusty i pachnący, a potem się jak żywica topi i rozlewa.
(P.K. Tacyt, op. cit., XLV)
   
W okresie wpływów rzymskich wytworzyła się wśród Estów klasa ludzi zamożnych - wzbogaconych na handlu - którzy musieli być przede wszystkim zaangażowani w wymianie lokalnej, a ta pozwalała im gromadzić cenne surowce i półfabrykaty pożądane przez Rzymian (moda na wyroby bursztynowe, w państwie rzymskim, skończyła się pod koniec II w.). Można też przypuszczać, że okoliczność handlu z Cesarstwem poważnie wpływała na rozwój stosunków wymiennych w obrębie poszczególnych plemion bałtyjskich. Przedmiotem lokalnej wymiany były głównie: narzędzia, broń, ozdoby, bursztyn, płody rolne i hodowlane, oraz produkty leśne. Z produktów mineralnych najcenniejszym towarem była przyprawa i konserwant, czyli sól. Atrakcyjnym towarem byli też niewolnicy. Na granicy obszarów plemiennych, powstawały doraźne, a potem okresowe, stałe miejsca wymiany. Targowiska istniały również w obrębie poszczególnych skupisk osadniczych. Transakcje handlowe zawierano bezpośrednio pomiędzy zainteresowanymi stronami lub też w wymianie uczestniczyli pośrednicy handlowi. Ogromną trudnością dla handlu był niewystarczający obieg pieniądza, który składał się z różnych rodzajów (problematyczne ustalenie wartości) monet obcego pochodzenia. Można przypuszczać, że wieksze znaczenie od pieniądza miała wymiana naturalna, względnie jakieś formy pieniądza przedmiotowego, np. bydło, skóry, sól i bursztyn. Duża ilość monet brązowych, które znaleziono w pruskich grobach może świadczyć o ich stosunkowo niskim stopniu upieniężenia.
     
Prócz końcowego etapu szlaku bursztynowego - o którym zresztą informacje są bardzo skąpe -  istniały na ziemi pruskiej także inne szlaki handlowe. Są dane, które wskazują na istnienie - w późnym okresie rzymskim - szlaku łączącego antyczne miasta na wybrzeżach Morza Czarnego z terenami osadniczymi nad zlewiskiem Bałtyku (szlak bałtycko -pontyjski). Najbardziej znany był szlak czarnomorski, który wychodził z portu Tyras (Ophiussa) i  przechodził z górnego Dniestru, kierując się na Bug i Wisłę, aż do jej ujścia *[6] w rejonie Elbląga. Oprócz drogi wodnej z biegiem Wisły były używane trasy śródlądowe ku Wysoczyźnie Elbląskiej i ujściu rzeki Pasłęki. Szlak czarnomorski miał największe znaczenie w III, IV i V w., kiedy był szlakiem tranzytowym do Skandynawii. Wypada też wsponieć o szlaku morskim, który łączył poprzez wyspy duńskie zachodnie prowincje państwa rzymskiego z południowymi brzegami Bałtyku. Od III w. szlak morski nabrał większego znaczenia, na co wskazuje rozwój ośrodków osadniczych i handlowych w delcie Wisły i na Wysoczyźnie Elbląskiej, która była wówczas w bardzo korzystnej sytuacji, gdyż tutaj łączyły się dwa szlaki - morski z czarnomorskim. Handel, którego uczyli się Prusowie przez wieki, handlując bursztynem, miodem, solą, futrami czy woskiem, miał dla nich duże znaczenie.

[...]Co prawda sól w owym czasie (IX wiek) posiadała dużą wartość i raczej w okolicy Truso solanek, a tym bardziej złóż soli nie było. Sprowadzano ją tutaj najpewniej z Kujaw. Być może Truso było jednym z ważniejszych we  wczesnym średniowieczu emporiów handlowych zajmujących się sprowadzaniem i dystrybucją soli? Warto w tym kontekście zwrócić uwagę na samą nazwę Truso. „Truskas”  w języku pruskim i „druskas” w języku litewskim oznaczało sól. Stąd np. wywodzić należy nazwę popularnego dziś na Litwie uzdrowiska Druskienniki, a Truso tłumaczyć jako Solec – najważniejsze u ujścia Wisły miejsce handlu solą.
(M. F. Jagodziński, op. cit., s.29-31.)


*[5]Ośrodek handlowo-portowy na granicy Sambii i Mierzei Kurońskiej. W 1865 roku odkryto tu cmentarzysko z ponad 500 pochówkami.
*[6]Do XIV wieku ujście Wisły dzieliło się na główne wschodnie ramię Wisłę Elbląską i mniejsze zachodnie ramię Wisłę Gdańską. Od roku 1371 głównym ramieniem stała się Wisła Gdańska. Po powodzi w 1840 roku tworzy się dodatkowe ramię Wisła Śmiała. W latach 1890-1895 wykonano przekop koło Świbna. (Źródło: Wikipedia)

Rolnictwo

hociaż większą część Prus zajmowały obszary leśne, które kryły ogromne zasoby dóbr natury, podstawą gospodarki pruskiej było rolnictwo, zwłaszcza uprawa zbóż (pszenica - gaydis, owies - wyse, jęczmień- moasis/mayse, żyto - rugis, oraz proso - prasan, a także stokłosa - pure), jak też uprawa bobu (babo), maku (moke), grochu, fasoli, gryki i rzepy. Uprawiano też buraki, brukiew, len (linno) i konopie (knapios).

W  "Germanii"  Tacyta czytamy:
[...] Bawią się [Estowie, czyli późniejsi Prusowie] około roli pilniej, niżeli zwyczaj niesie leniwych Germanów.
(P.K. Tacyt, op. cit., XLV)

W czasach Zakonu zaczęto zakładać sady owocowe: jabłka (woble), gruszki, wiśnie i śliwki. Uprawa roślin nie wymagała, w przeciwieństwie do hodowli, wysokich nakładów kapitałowych, jednak wkład pracy ludzkiej był ogromny. Wydajność była niewielka, w związku z czym w celu wyprodukowania wystarczającej ilości pożywienia pod rolnictwo przeznaczano coraz większe obszary, a wyjałowienie gleby wiązało się z częstą zmianą siedlisk. Taka gospodarka zapewniała przede wszystkim zapotrzebowanie własne. W latach nieurodzaju Prusowie poszukiwali zbóż u sąsiadów. Używano pługów i radeł, które posiadały lemiesze (pedan), kroje (wagnis), grządziel (grandis), czepigę (laipto) - uchwyt do prowadzenia pługa, oraz odkładnicę (glemptene). Jednak przez długie wieki panowała tutaj socha (sagnis). W użyciu była także drewniana brona (aketes) - później zastąpiona żelazną. Przy zbiorach używano sierpów (piuclan), kos (doalgis), łopat (lopto). Zboże stawiano w stogach (stogis). Prawdopodobnie na toku (plonis) wymłacano zboże cepami - tok to inaczej klepisko ubite z gliny. Mąkę uzyskiwano w kamiennych żarnach (girnoywis) z rozcieraczem. W większych gospodarstwach używano prawdopodobnie żaren obrotowych.  Z mąki przyrządzano chleb razowy (sompisenis), albo żytni (geits). Ciasto rozczyniano w dzieży (gnode) a przyrządzone chleby wkładano do pieca za pomocą drewnianej łopaty (pettis).
(A. Fischer, op. cit., s.11.)

Prostą czynnością było roztłukiwanie ziarna na kaszę za pomocą drewnianych stęp (rodzaj moździerza), złożonych z niecki i ubijaka (zw. stęporem). Sytuację braku zbóż często ratowały zapasy gromadzonych na zimę płodów roślin dzikich, wśród których na pierwszym miejscu znajdowały się orzechy leszczyny, a zapewne też suszone grzyby i jagody.
    
Fakt uprawy roślin oleistych, jak konopie, len i mak, pozwala przypuszczać, że stosowano zapewne jakieś proste prasy służące do wyciskania z nich oleju.

      

Hodowla

niejsze znaczenie w gospodarcze odgrywała "droga" hodowla. Prusowie hodowali konie (camnet), bydło rogate, owce, świnie i kozy. Wypas zwierząt odbywał się na pastwiskach w ogrodzeniach żerdziowych (sardis) i w lasach należących do całej wspólnoty. Ponieważ bydło ulegało częstym zarazom, dlatego często były poddawane uroczystym obrzędom. Przy tej sposobności wzywano Baubiusa - krowiego i wolego boga. Nawet później, już w czasach krzyżackich, w Nadrowii ciele zaraz po urodzeniu mazała gospodyni twarogiem przez czoło między różkami oraz przez pysk, mówiąc: "Rośnij zdrowo; Pan Bóg niech cię zachowa przy zdrowiu" .
(A. Fischer, op. cit., s.8.).

     
Na niektórych obszarach rozwinęła się  szczególnie hodowla owiec, ważna z powodu wełny, z której wyrabiano sukno. Prusowie hodowali też kury i kaczki (pille).


Łowiectwo  

ażną dziedziną życia było łowiectwo, którym - obok nobiles - zajmowali się zwyczajni Prusowie. Obszar Prus obfitował nie tylko w drobną zwierzynę (ptactwo, lisy, zające bobry, ... ), ale także w grubego zwierza, jak: tur (tauris), żubr (wisambris), niedźwiedź (clokis), łoś, oraz tarpan (dziki koń).


Do polowań stosowano sidła rodzaju pruskiego (tzw. sasin-tinklo), drewniane pułapki, oszczepy, proce i pałki. Łuków mieli używać myśliwi w polowaniu na ptactwo i zwierzęta futerkowe - ze względu na cenne skórki zabijano je tępymi strzałami (L. Weber, op. cit., s.262.). W polowaniach używano też psów do tropienia zwierzyny i różnych sposobów łowieckich. Na ten przykład łosie zwabiano ścinając drzewo osikowe, w przekonaniu, że lubią korę tego drzewa, a zimą zapędzano je na lód, gdzie pozbawione swobody ruchów zabijano oszczepami i pałkami (A. Brückner, op. cit., s.59.).

  
Rybołówstwo       

ybołówstwo było u Prusów bardzo rozpowszechnione. Zajmowali się oni także hodowlą ryb, jak świadczy o tym Piotr z Dusburga. Pisze on o grodzie w okolicy Ragnety (Ragnit), który dzięki rybnemu stawowi mógł się opierać dziewięcioletniemu oblężeniu (wg A. Fischer, op. cit., s.7.). W związku z połowem ryb odprawiali Prusowie obrzędy, które miały na celu uproszenie u bogów dobrego połowu. Pierwsze złowione ryby palono na ofiarę. Takie ofiary bogu Curcho miano składać na wielkim granitowym głazie (obecnie Święty Kamień), na brzegu Zalewu Wiślanego między Tolkmickiem i Fromborkiem.

Według A. Fischera boga wiatru Perdoytusa szczególnie czcili sudawscy rybacy:
[...] zbierali się oni gromadnie w jakiejś stodole, gotowali znaczną część ryb, wykładali  je potem na jakiejś desce, i zabawiali się przy tym, jedząc i dobrze pijąc ze swych czarek lub małych miseczek; wreszcie powstawał ich Sigonotha, czyli kapłan, wskazywał każdemu kierunek wiatru i mówił, gdzie i kiedy każdy z nich ma łowić ryby.
(A. Fischer, op. cit., s.7-8.)

 

Pszczelarstwo        

onieważ miód był ulubionym (prócz kobylego mleka - aswinan-dadan) napojem Prusów, dlatego uprawiali oni z wielkim zamiłowaniem bartnictwo i trudnili się miodosytnictwem. Staropruska nazwa drawine oznaczała drzewo, ale również i barć. Później, za czasów Zakonu, udzielano bartnikom formalnych zezwoleń na drążenie drzew na barcie. Krzyżacy zastrzegali sobie monopol zakupu miodu i wosku. W związku z rozwojem gospodarki leśnej bartnictwo stopniowo zanikło.       

Rzemiosło        

rusowie trudnili się też rzemiosłem, gdzie dominowało garncarstwo, kowalstwo (opiane osobno poniżej), garbarstwo i siodlarstwo. Prusowie zajmowali się też tkactwem. Surowcem mającym dla nich szczególne znaczenie był len i wełna.


Piotr z Dusburga podaje, że:
[...] mężczyźni i kobiety zwykli prząść, jedni len, drudzy wełnę zależnie od wiary, jak się mają swoim bogom przypodobać.
     
Zależnie więc od miejsca przędzono len lub wełnę, a tkactwem zajmowali się zarówno mężczyźni jak i kobiety.
Prócz tego uprawiano rozmaite plecionkarstwo, a łyko (lunkan) było ważnym surowcem. Korę z drzew zanurzano w stawie i z wierzchu przyciskano kamieniami. Moczenie trwało do jesieni, po czym wyjmowano ją z wody i oddzielano korę od łyka, które następnie rozwieszano na płotach by obciekło. Później umieszczano łyko w mocno ogrzanej izbie i po wyschnięciu rozdzielano na cienkie paseczki (wstęgi), z których na warsztacie tkackim wyrabiano tkaniny. Najlepsze jest łyko lipowe, gdyż jest białe i miękkie. Używano go do tkania, wyrabiania sznurków oraz wyplatania sit i przetaków. Łyko z wiązu jest mocne, grube i twarde, dlatego nadawało się doskonale na powrozy i liny. Na przykład łapcie z łyka pomagały Prusom poruszać się po bagnistym terenie.
    
Z surowców zwierzęcych prócz wełny używali Prusowie skór, z których wyrabiano uprząż końską, obuwie i futra. Nazwa pruska garbarza myniks związana jest z deptaniem skóry przy jej obróbce. Źródłem czerwonego barwnika – wykorzystywanego do barwienia tkanin - były owady czerwce (urminan, wormyan, warmun -czerwony) - barwnik pozyskiwano z wysuszonych owadów.

   
Autorzy rzymscy nie piszą nic o obróbce bursztynu w krajach północnych. Tłumaczy to się tym, że sprowadzano go w stanie surowym i obrabiano w warsztatach rzymskich. Nie znaczy to jednak, że Prusowie nie posiadali umiejętności obróbki bursztynu. Mieli oni za sobą długą tradycję wyrobu różnych ozdób z tego surowca. Bursztyniarze wyrabiali przede wszystkim paciorki, które były najbardziej chodliwym towarem. Bursztyn (gentarus) - "złoto północy"- występował  bardzo licznie na Mierzei Kurońskiej, jednak najbogatsze jego złoża były na Półwyspie Sambijskim.   
      
Hutnictwo        

ogactwem tej ziemi były zasobne w żelazo (gelso) rudy darniowe, ale część surowca importowano od Skandynawów oraz z południa Polski. Umiejętność wytopu żelaza z rud i wyrabiania z niego narzędzi oraz broni Prusowie opanowali jeszcze w starożytności. Przy wydobywaniu rud darniowych *[7] stosowano sposób powierzchniowy. Po stwierdzeniu obecności rudonośnego pokładu zdejmowano wierzchnią warstwę darni, a następnie kopano rudę, układając ją na pomoście z desek w celu wysuszenia. Prace te wykonywano przeważnie na jesieni lub w zimie, gdy ziemia była prawie zamarznięta. Wydobytą rudę należało oczyścić z nadmiaru cząstek mineralnych. Odbywało się to przez jej rozdrabnianie, przemywanie i suszenie. Dopiero wtedy surowiec był poddawany procesowi hutniczemu.

Paliwem używanym do wytopu był węgiel drzewny - uzyskiwany przez suchą destylację drewna.

Proces pozyskiwania węgla drzewnego:
Wokół drąga (średziny) ustawiano drewniane szczapy, tworząc w ten sposób spłaszczony stożek (mielerz), przy czym sposób ustawienia szczap ułatwiał krążenie gazów. Stos okrywano darnią i ziemią, przebijano otwory przez zewnętrzną osłonę dla dopływu powietrza i podpalano. Praca węglarza wymagała sporych umiejętności i doświadczenia, gdyż doprowadzenie powietrza w nieodpowiednich ilościach mogło spowodować zapalenie się stosu lub jego wygaśnięcie. Najkorzystniejszą była temperatura 500 - 600°C. Czas trwania wypału wahał się, zależnie od gatunku i ilości drewna, od kilku dni do paru tygodni. W rezultacie uzyskiwano węgiel drzewny, który po oddzieleniu popiołu zawierał do 89% czystego węgla. Otrzymana masa stanowiła około 20-25% masy początkowej. Do produkcji stali i nawęglania (umiejętność przejęta od Celtów) przedmiotów żelaznych najbardziej nadawał się węgiel z twardszego drewna (dąb, buk, grab).
(J. Wielowiejski, op. cit., s.75.)


Najprostszą metodą uzyskania żelaza był wytop rudy w ognisku kowalskim - dostarczała tylko małych ilości metalu, silnie zanieczyszczonego. Metodą dominującą był wytop żelaza w piecach ziemnych i naziemnych, w tzw. dymarkach.

W przybliżeniu proces otrzymywania żelaza w piecach hutniczych wyglądał tak:  
[...] Do pieca wsypywano najpierw węgiel drzewny, który rozżarzono lub od razu wsypywano rozżarzony. Następnie wrzucano odpowiednio rozkruszoną rudę, a na nią znów węgiel drzewny i w ten sposób wypełniano piec warstwami prawie do wierzchu. Na skutek podmuchu naturalnego lub też wtłaczania powietrza za pomocą miechów redukcja [żelaza - reduktorem jest tlenek węgla] następowała przy temperaturze 610 - 625°C, a przy 900 - 920°C następowało wydzielenie się metalicznego żelaza. Jednak dla koncentracji cząsteczek żelaza trzeba było podnieść temperaturę o 250 - 300°C, co powodowało stapianie się w żużel nieżelaznych składników rudy. Temperatura topienia żużli wynosiła 1150 do 1220°C. Płynny żużel wypływał na zewnątrz górą lub bocznymi otworami, lub też spuszczano go dołem. Samo żelazo w formie ciastowatej lub gąbczastej masy, osiadało na dnie, tworząc bochen zwany dulem [surówka], zanieczyszczony żużlem. Po ostygnięciu pieca, co trwało kilkanaście godzin, wyciągano dul, który - jeszcze gorący - przekuwano od razu na łupkę. Zanieczyszczenie żużlem usuwano przez wielokrotne przekuwanie łupki. W ten sposób otrzymywano miękkie, łatwe do plastycznej obróbki żelazo.
(J. Wielowiejski, op. cit., s.77-78.)



*[7]Ruda darniowa zawiera niewielką zawartości żelaza (w postaci limonitu). Ma ona postać pylistą lub gruzełkowatą, ale czasem tworzy spore, twarde, lite płyty. Występuje zazwyczaj pod darnią, w zakolach rzek, torfowiskach i wszędzie tam, gdzie ziemia ma wyraźny czerwony kolor. Ruda darniowa żelaza jest rudą samoodnawialną.



Kowalstwo
       
arsztaty kowalskie, które były we wszystkich większych osadach, nastawione były na produkcję przede wszystkim podstawowych narzędzi pracy, np. siekiery, piły, sierpy, ale także najprostsze formy broni: groty strzał  i oszczepów, sztylety itp. Podstawą do produkcji kowalskiej były łupki żelaza lub stali. Kowala określało słowo wutris (kuźnia - autre), które nie oznaczało człowieka obrabiającego metal, lecz w ogóle człowieka zręcznego. Inne metale (ołów - alwis, miedź, srebro, złoto - ausis) miały dla Prusów mniejsze znaczenie. Technika kowalska polegała głównie na obróbce plastycznej na gorąco, czyli rozgrzewaniu kawałków metalu w ognisku i nadawaniu im odpowiednich kształtów na kowadle. Początkowo używano jako kowadeł bloków z twardego kamienia. Zależnie od potrzeb i umiejętności, gotowe wyroby poddawano nawęglaniu, przy czym utwardzano całą powierzchnię lub też, zwłaszcza przy narzędziach, tylko część pracującą. Gotowe wyroby hartowano w wodzie. W warsztatach kowalskich wytwarzano narzędzia pracy, broń, a także szereg innych przedmiotów, np. metalowe części odzieży. Umiejętności kowali dawały im dość wysoką pozycję społeczną.

Znacznie mniej da się powiedzieć o pracy Prusów, którzy zajmowali się wyrobem przedmiotów z metali kolorowych. Brak też danych o miejscowym wydobyciu tych metali. Większość znalezionych przedmiotów z metali kolorowych to ozdoby, importy pochodzenia skandynawskiego, rzymskiego lub słowiańskiego. Na przykład specjalnością sąsiadujących z Prusami złotników pomorskich był wyrób wisiorków gruszkowatych i kulistych o różnych kształtach z brązu, srebra i złota, oraz bransolet wężykowatych z faliście wygiętego drutu, noszonych przez kobiety jako naramienniki. W drugiej połowie III i IV stuleciu w kręgu kultury zachodniobałtyjskiej rozwinęły się różne odmiany zapinek kuszowatych, zdobionych filigranem i granulacją przy użyciu mosiądzu i srebra. Niezwykle efektowne były napierśniki łańcuchowe, przypinane zapewne do płaszcza lub sukni na ramionach za pomocą dwóch szpil lub zapinek.

System obronny i wojsko
"Jest między nimi dużo wojen..."
(Wulfstan)

iększość informacji dotyczących systemu obronnego, organizacji wojska Prusów i używanej przez nich broni pochodzą od obcych kronikarzy, które mogą być niedokładne, do których trzeba podchodzić z rezerwą, oraz z badań archeologicznych prowadzonych na grodziskach i cmentarzach pruskich.
     
Prusowie budowali kompleksy warowne *[8], składające się z kilku grodzisk położonych w niewielkiej odległości od siebie, które tworzyły pierścień obronny dla centralnej osady, "dworu" ośrodka posiadłości (kaymis), lub formacje *[9], które ochraniały większą ilość osad -  tzw. "małej ziemi" (terrula). Często obok osady centralnej znajdowało się grodzisko "centralne"- zazwyczaj położone najwyżej i najmocniej obwarowane. Dla uszczelnienia kompleksu obronnego budowano też systemy wałów ziemnych (4-8 m wysokości), z wykorzystaniem przeszkód naturalnych, które mogły się ciągnąć przez kilka kilometrów. Najstarszy system obronny, sięgający VI wieku, ale utrzymujący się po XIII wieku, polegał na umieszczeniu na stromych zboczach "ganków" z płotów palisadowych, łączonych wałami zaporowymi i suchymi fosami. W XI wieku upowszechnia się konstrukcja wału przekładkowego, w której grodzie z łączonych bierwion wzmacniano palami, wypełniano faszyną i zasypywano kamieniami, gliną lub żwirem. Tak więc grody wzmacniane były drewnianymi palisadami oraz często otoczone rowami, lub jak np: grodzisko w Łęczu, naturalnym jarem. Ilość grodów, które posiadał jeden lauks *[10], czyli osada, zależała od jego wielkości i warunków terenowych. Grody nie były duże i nie stanowiły miejsc gdzie zamieszkiwano, pełniły funkcje strażnicze i obronne, w których stacjonowała kilkuosobowa załoga. Ludność zamieszkiwała w pobliskich osadach. Lauks w obrębie "małej ziemi" miał całkowitą autonomię.
   
Prusowie nie posiadali stałej armii, która byłaby utrzymywana przez większy związek terytorialny. Często tworzono drużynę, dla doraźnych celów, zwłaszcza napadów w celu zdobycia łupów. Również wodzowie byli obierani tylko na czas określonej akcji bojowej. Na wypadek zagrożenia zwoływano pospolite ruszenie. Każdy wolny Prus, pod karą śmierci, oraz z własnym uzbrojeniem, zobowiązany był do służby wojskowej. Drużynę tworzono wtedy z mieszkańców jednego, a czasami z kilku lauksów. Od zamożności wojownika zależało jaką bronią dysponował i jaką funkcję pełnił. Oręż służył nie tylko do boju, ale był też widomym symbolem społecznej pozycji właściciela. Bogaci tworzyli oddziały doborowe, złożone z jazdy, oprócz dobrego uzbrojenia posiadali również odpowiednie wyposażenie jeździeckie złożone z ostróg i rzędu końskiego-uzbrojenia. Biedni członkowie rodów, stanowili masę główną, czyli piechotę uzbrojoną zazwyczaj w prymitywne pałki, kamienie, proce, drewniane tarcze, w najlepszym razie w oszczepy. Dlatego w konfrontacji z rycerzami musieli stosować taktykę partyzancką. We wczesnym średniowieczu uzbrojenie wojowników pruskich nie różniło się specjalnie od używanego przez sąsiadów. Później, kiedy w Europie pojawiały się nowe lub ulepszone rodzaje broni, budowano warowne zamki oraz wprowadzano nowe sposoby walki, różnice te były już znaczne. Na import czy wytworzenie takiego uzbrojenia nie było Prusów stać, a od 1218 roku obowiązywała bulla papieża Honoriusza III zakazująca sprzedaży broni i żelaza poganom.

Pruski wojownik.
Źródło:http://wiki-en.genealogy.net/Prussians

Przez długie wieki,  podstawową bronią wojowników pruskich była długa włócznia (jetis), która doskonale sprawdzała się w walce z konnym rycerstwem. Ciężkie włócznie stosowano do walki wręcz a lekkie służyły do miotania. Drzewce włóczni (kelian, aysmis) i oszczepów (jaculus) często były zdobione i dodatkowo wzmacniane miedzianymi obręczami. W walce wręcz stosowano również długie włócznie o żelaznych ostrzach z szerokim liściem i wyraźnie wyodrębnionym żeberkiem (grot o długości 21 cm) jak również włócznie z żelaznym grotem z długą tulejką i krótkim liściem o romboidalnym przekroju (grot o długości ok. 20,5 cm).

Obok broni drzewcowej Prusowie używali także broni siecznej tj. mieczy i noży. Do tej grupy należy zaliczyć także broń jednosieczną typu sax *[11]. Pojawienie się  tego typu uzbrojenia u Prusów łączy się z wpływami skandynawskimi, przy jednoczesnej modyfikacji rodzimych noży w broń sieczną. „Saxy” znaleziono na trzech stanowiskach na obszarze Elbląga. Ponadto odkryto pojedyncze okazy w Kielarach, Kwietniewie i Pasłęku. Miecze były bronią warstwy możnych. Nobile pruscy nosili miecze z rękojeściami zdobionymi i inkrustowanymi miedzią, srebrem, niekiedy złotem. Pochwy skórzane lub drewniane, w których noszono miecze posiadały trzewik, najczęściej metalowy. W IX wieku pojawiły się u Prusów tzw. miecze karolińskie, które miały najczęściej wymiary: długość bez rękojeści 47,8 cm, szerokość 3,5 cm. Głownia była gładka lub posiadała bruzdy idące do połowy jej długości. W walce wręcz używano także długich noży (20 do 25 cm) bojowych o ostrzu tylko z jednej strony, przypominające krótkie mieczyki. Ich rękojeści zdobiono za pomocą frędzli, wykonanych z dużym artyzmem, z cienkich posrebrzanych drucików skręconych spiralnie. Noże noszono u pasa w skórzanych lub drewnianych pochwach posiadających w dole metalowe okucia.
       
Częste w użyciu były również żelazne topory bojowe (romestue), o ostrzu rozszerzającym się wachlarzowato, lekkie i pięknie zdobione. Szerokość ostrza dochodziła nieraz do 20 cm. Topór zamocowany na długim, drewnianym drzewcu stanowił doskonałą a zarazem niebezpieczną broń dla wrogów. W walce używali też Prusowie zwykłych siekier (kersle) ciesielskich, którymi posługiwali się w codziennej pracy. Wewnątrz wału grodziska w Tolkmicku znaleziono topór, który prawdopodobnie był używany jako narzędzie w trakcie budowy umocnienia i następnie zgubiony lub porzucony, o czym może świadczyć uszkodzone żeleźce.
 
Prusowie używali broni miotającej, czyli łuków, proc i pałek pociskowych. Dowodem na to, że używali łuków są liczne znaleziska grotów strzał, niestety nie znaleziono łuku czy choćby jego fragmentu. Wśród znalezisk dominują groty strzał typu I (wg A. Nadolskiego), tj. groty z tulejką i zadziorkami. Jest to forma bardzo popularna, głównie ze względu na prostotę oraz znaczną skuteczność. Znaleziono też groty kościane, wykonane z fragmentu kości długiej i mają formę rurki zaostrzonej na jednym końcu ukośnym ścięciem. Jako broni miotającej używano również pałek pociskowych do miotania na odległość. Miały kształt małych maczug, były noszone, w liczbie 6 – 8 sztuk, za pasem. W rękach doświadczonych miotaczy kamienie również stanowiły groźną broń. Nieduże kamienie ciskano na wroga z ręcznych proc, sporządzanych z rzemieni lub sznurków konopnych. W późniejszym okresie walk z Zakonem, Prusowie zaczęli używać kusz. Pocisk kuszy zwany bełtem posiadał znacznie większy ciężar aniżeli grot strzały, był krótszy i grubszy od strzał, a co za tym idzie miał większą siłę przebicia. Groty do kusz wyrabiano ze stali utwardzanej na powierzchni, dzięki czemu przebijały one łatwo kolczugi i pancerze. Groty bełtów posiadały ostrze w kształcie ostrosłupa o kwadratowej podstawie, a często też stosowano groty rozwidlone.
     
Jedną z bardziej popularnych form uzbrojenia wojowników pruskich - zwłaszcza biedniejszych - była broń obuchowa. Chodzi tu głownie o pałki, maczugi czy też buławy. Używali maczug drewnianych i mocnych drągów, posiadających zgrubienie z jednego końca. Niekiedy używano odmiany maczugi posiadającej prosty, gruby trzonek żelazny lub miedziany z nasadzoną na nim głowicą żelazną. Czasami dla zwiększania ciężaru głowic sypano do ich środka ołów, przez co zwiększano masę maczugi a co za tym idzie jej zdolności miażdżące. Pałki czy tez maczugi wojownicy pruscy nosili najczęściej za pasem.
     
Podstawową ochronę prukiego wojownika stanowiły drewniane tarcze, obłożone skórą zwierzęcą i wzmocnione metalowymi okuciami. Tarcze były lekkie i ciężkie, zazwyczaj w kształtach: kolistym, owalnym lub prostokątnym (pawęż). Jeżeli Prus posiadał wysokiej klasy - najczęściej zdobyczną - broń, pancerz lub siodło, to po jego śmierci, były one "wycofane z obiegu" - według zwyczaju pogrzebowego Prusów (przyjętego ok. V w.) przedmioty należące do zmarłego były palone razem ze zwłokami. W przeciwieństwie do rycerstwa zachodnioeuropejskiego wojownicy pruscy nie stosowali ciężkich pancerzy, a kolczugi i hełmy były rzadkością nawet wśród możnych. Prusowie nie zabezpieczali również swoich koni za pomocą blach metalowych. Według relacji kronikarzy - w okresie krzyżackim - książęta pruscy nosili wysokiej jakości zbroje, kolczugi i  szyszaki złocone. Jednak większość możnych odziewało się w skórzane kaftany z naszywanymi czasem metalowymi płytkami lub kółkami. Prości wojownicy nosili garbowane skóry niedźwiedzie lub wilcze, co dawało pewną ochronę i stanowiło element zastraszenia wroga.
      
W razie zagrożenia czy wyprawy łupieżczej, wodza zawsze wybierał i odwoływał wiec (waide). Wybierano go spośród najdzielniejszych wojowników. Pochodzenie miało drugorzędne znaczenie. Można go było zmienić, jeśli ponosił klęski albo brakowało mu męstwa. Po skończonej walce wodzowie musieli się zrzec swych uprawnień. W czasie podboju Prus przez Krzyżaków, utrzymywali oni władzę nad plemieniem przez dłuższy czas. Czasami, ale tylko w wyjątkowych sytuacjach, naczelnicy wybierali spośród siebie głównego dowódcę. Jednak każda ważniejsza decyzja podejmowana na forum sojuszniczego wojska musiała być akceptowana przez poszczególne wiece. Dopiero w okresie podboju krzyżackiego, a zwłaszcza powstań, następowało trwalsze łączenie się w większe związki, na czele których stał jeden wspólny wódz, powstawały niezależne od wiecu pozaterytorialne drużyny... jednak było już za późno.

[...] U Prusów ubezwładniał wpływ chrześcijaństwa siłę odporną: nawróceni zdradzali chętnie w imię nowej wiary własnych ziomków; o wiele rzadziej spotykamy Montów, co chrześcijaństwo rzucają, byle się nawale krzyżackiej oprzeć; co korzystają ze znajomości niemieckiego języka, by kolonistów z kryjówek na rzeź wywabiać; co szydząc, wrogów do królestwa niebieskiego wysyłają. Rozstrzygała i sztuka wojenna Zakonu, i uzbrojenie: warowni krzyżackiej najnędzniejszej zdobywać Prusowie nie umieli, chyba że ją wygłodzili; pałki i dzidy pierwotnego uzbrojenia były bezsilne wobec zakutego w żelazo Krzyżaka  lub pielgrzyma (gościa), nadpływającego nieustannie z Niemiec; żelazo i wszelką broń lepszą kupowano od obcych i próżno zabraniali papieże handlu takiego. Brak jedności dopełnił wreszcie zagłady.

[...] Wpływ chrześcijaństwa rozbił wnet Prusów, zamożniejsi, wierni Zakonowi, słudzy jego, wityngi jak ich zwano, rzucali rychło tryb i mowę przodków. O lud prosty nie dbano...
(A. Brückner, op. cit., s.35.)

Wielu badaczy tematu zaprzecza dziś twierdzeniom o rzekomym  wytępieniu przez Zakon ludności pruskiej, a nawet wykazuje, że miała ona znaczny wpływ na kształtowanie się państwa krzyżackiego. Korzyści jakie ofiarowali Krzyżacy powstającej z rdzennej ludności pruskiej grupie rycerskiej, sprawiły, że gorliwie współpracowali oni z najeźdźcą i często dobrowolnie przyjmowali jego język oraz kulturę. Już traktat dzierzgoński z 1249 r. przyznawał tym Prusom, którzy przyjęli chrzest, wiele praw i przywilejów. Prawa te zrównywały ich z niemieckimi i polskimi przybyszami. Trzeba jednak dodać, że wielu możnych i prosty lud pruski wielokrotnie stawiał skuteczny opór Krzyżakom.

"Dawni Prusowie byli zniszczeni przez Niemców, którzy skradli ich imię;"
(Mikkels Klussis, op. cit., s.7.)


*[8]Na przykład w Weklicach, gdzie były cztery grodziska.
*[9]Przykładem takiego systemu obronnego jest na terenie "Lanzania" (w rejonie Kamionka Wielkiego, Próchnika i Łęcza), który stanówił zespół siedmiu grodzisk i strażnic oraz podkowiastych wałów ziemnych - Długi Wał (Langerwall), Wysoki Wał (Hochwall) i Niski Wał (Niederwall).
*[10]Najmniejsza, pruska jednostka osadnicza, która składała się z jednej, kilku lub kilkunastu rodzin.W skład lauksu wchodziły pola, łąki, pastwiska oraz osada.
*[11]Broń ta ma gruby grzbiet, brak zbrocza i jelców. Trzpień rękojeści przechodzi bezpośrednio w grzbiet głowni. Trzpień rozszerza się po stronie ostrza głowni lub występuje wyraźne załamanie między trzpieniem a ostrzem. Rękojeść zaopatrywano w drewniane okładziny. Długości głowni od 54 do 71 cm i szerokości od 4,3 do 7,0 cm. Znaleziska datowane są od drugiej połowy VI do VIII wieku.


 
Tak oto Karol Górski pisał o „zaniku” dawnych Prusów:
 

[…] W każdym razie Prusowie, którzy liczyli przed podbojem około 170 000 głów, osiągnęli liczbę 100 000 dopiero na początku XV w. Ale struktura wewnętrzna Prusów była rozbita w stopniu znacznie większym niż u Łotyszów i Estów [chodzi o Estończyków].
 
Poglądy dawnych badaczy, jakoby Prusowie zostali wytępieni, zostały odrzucone w wyniku dokładnych badań. Ponieśli oni ogromny ubytek zarówno na skutek strat wojennych, głodu i epidemii, jak też emigracji. Znajdujemy pojedynczych Prusów wśród szlachty na Pomorzu Gdańskim w XIII w. Bardzo licznie emigrowali Prusowie na Mazowsze, gdzie otrzymywali od książąt ziemię. Liczne pruskie nazwy wsi w okolicach Mazowsza, kolonizowanych w XIII i XIV w., są śladem tego napływu. Niektórzy Prusowie szlacheckiego pochodzenia otrzymywali od książąt rodowe przywileje (ród Prusów). Byli oni oczywiście chrześcijanami. Emigrowali też Prusowie na Litwę… także do Moskwy. To wszystko osłabiło bardzo silnie Prusów, ale nie spowodowało ich zaniku.
 
W początkach XIV w. nastąpiło pewne polepszenie położenia Prusów, szczególnie wolnych. Zakon krzyżacki potrzebował ich służby wojskowej w wojnach przeciw Litwie, a potem przeciw Polsce. Prusowie wiernie mu służyli, w zamian za to mieli udział w zrabowanych łupach.
 
[…] Około 1340 r. nastąpiła zmiana polityki Krzyżaków wobec wolnych Prusów. Zaczęto im nadawać prawo rycerskie chełmińskie, które dotąd otrzymywali tylko Niemcy i Polacy. Nadawano im też mniej korzystne prawo magdeburskie…
 
[…], nieliczni {Prusowie] osiągając wykształcenie i stanowiska w Kościele, niemczyli się, tak jak powoli niemczyli się nieliczni przedstawiciele szlachty pruskiej.
 
[…] Prusów w miastach było mało – liczba 10% przyjęta przez M. Pollakównę jest na pewno zbyt wysoka. Byli to zapewne synowie drobnych rycerzy, dla których nie starczało ziemi. Inni synowie rycerzy szli do wojsk najemnych na zachodzie Europy, np. do Włoch.
 
[…] Nawrócenie Prusów odbywało się w różnym czasie, najwcześniej w Pomezanii, najpóźniej na Sambii i na wschodnich rubieżach Natangii. Na Sambii zaczęto przyjmować w szeregi kleru krzyżackiego i obdarzać godnościami w kapitule sambijskiej potomków Prusów…
 
[…] Historycy wymieniają kilka przyczyn. Jest teoria, że przyczyną germanizacji Prusów był napływ chłopów niemieckich do Prus, co ułatwiało szerzenie się języka niemieckiego na wsi… Istniał też na Warmii zakaz rozmawiania z poddanymi po prusku.
 
Inną teorię głoszono w czasach narodowego socjalizmu, mówiąc, że Prusowie wymarli jak Indianie… jednak nie ma na to dowodów… są dowody, że Prusowie wyrównali straty poniesione podczas podboju i jako grupa etniczna rozwijali się nadal.
 
  Trzecia teoria wychodzi z założenia, że polityka krzyżacka rozbiła wspólnotę plemienną Prusów i spowodowała szybką germanizację nielicznej szlachty.
 
[..] Czwarta teoria na plan pierwszy wysuwa wojnę 13-letnią… Prowadził ją Zakon niemiecki przeciw własnym poddanym, którzy chwycili za broń i poddali się królowi polskiemu… Przypuszczam, że chłopi pruscy zaczęli masowo uciekać z obszarów spustoszonych i podawali się za Niemców lub Polaków. Istotnie w XVI w. znajdujemy Polaków tam, gdzie mieszkali przedtem na Mazurach Prusowie, a są pewne dane, że to spolszczeni Prusowie, a nie koloniści polscy.
 
[…] Piątą teorię wysunęła Marzena Pollakówna, twierdząc, że pogorszenie położenia chłopów na prawie chełmińskim, przeważnie Niemców we wschodniej części Prus, zbliżyło ich społecznie do niewolnych chłopów pruskich i ułatwiło germanizację tych ostatnich.
 
[…] Schyłek XV i XVI w. przyniósł nadania Zakonu dla najemnych żołnierzy, którym dawano ziemię zamiast zaległego żołdu. Ofiarą padali bardzo często drobni pruscy rycerze, „wolni”, których zamieniano w niewolnych.
 
[…] Ale u schyłku XVI w. język pruski zaczyna zanikać, ostatni starcy, znający ten  język, umierają w końcu XVII w.
 
[…] Pozostaje jeszcze jedna możliwość. Prusowie nie znikli, nie stracili narodowej identyczności, tylko zmienili język. Już w XIV w. powstało wśród narodowości zamieszkujących państwo Rycerzy Niemieckich – Niemców, Polaków – poczucie wspólnej ojczyzny, „kraju” Prus.
 
(Karol Górski, op. cit., s.82-87.)


Źródło:

Piotr z Dusburga, ("Petri de Dusburg, Ordinis Teutonici Sacerdotis Chronicon Prussiae...") Kronika ziemi pruskiej/ Piotr z Dusburga; przetł. S. Wyszomirski ;  wstępem i koment. historycznym opatrzył J. Wenta, Wydawnictwo Mikołaja Kopernika, Toruń 2004, s.45-47.

G. Labuda, Źródła skandynawskie i anglosaskie do dziejów Słowiańszczyzny, PWN, Warszawa 1961, s.9,58-59.

A. Fischer, Etnografia dawnych Prusów, Gdynia 1937, s.7-8, 22-24.
A. Brückner, Starożytna Litwa. Ludy i Bogi. Szkice historyczne i mitologiczne, oprac. Jan Jaskanis, Olsztyn 1985., s. 35-36, 59.
Adam z Bremy,
Descriptio insularum aquilonis, [w:] Gesta Hammaburgensis ecclesiae pontificum, Liber IV, Capitulum 18.
A. Mierzyński,
Mythologiae Lituanicae Monumenta. Źródła mytologii litewskiej od Tacyta do końca XIII wieku. Warszawa 1892, s. 35-36, wyd. II, Warszawa 1896, s. 50.

A. Mierzyński, Romowe, Poznań 1900, s.55, 118.
L. Weber, Preussen vor 500 Jahren, Gdańsk 1874, s.262.
J. Okulicz, Osadnictwo ziem pruskich od czasów najdawniejszych do XIII wieku, [w:]
Dzieje Warmii i Mazur w zarysie, Tom 1, PWN, Warszawa 1981, s. 46-54.
J. Wielowiejski,
Życie codzienne na ziemiach polskich w okresie wpływów rzymskich (I-V w.), PIW, Warszawa 1976, s.75-78.
P.K. Tacyt, Kaja Korneliusza Tacytatłum. Germania,T.I., XLV, przekł. A.S. Naruszewicz,  Warszawa 1804.
M. Klussis,
Bazowy Słownik Polsko–Pruski dla dalszego odrodzenia leksyki (Dialekt sambijski), Institut Européen des Minorités Dispersées 2007, s.7

K. Górski, Zanik dawnych Prusów, [w:] Zapiski Historyczne, T. XLVII, Zeszyt 4, Toruń 1982, s.82-87.

M.F. Jagodziński, Truso between Weonodland and Witland, Muzeum Archeologiczno-Historyczne w Elblągu, Elbląg 2010, s.28-31.

goldap.org.pl "Romowe – Watykan Prusów?" [dostęp:12.10.2012]
pracownia.org.pl "Rzeczywistość przyrodnicza w wierzeniach Prusów"[dostęp:12.10.2012]
ofg.pl "Atlantyda Północy - historia plemion pruskich"[dostęp:12.10.2012]
wiki-en.genealogy.net [dostęp:07.07.2013]

Wróć do spisu treści